środa, 28 grudnia 2022

Matczak versus Hartman

 Jak zwykle siedzieliśmy w salonie Mikołaja Miki łaknąc trochę jak kania dżdżu. Znienacka odezwał się Normalny:

- Słyszeliście? Prof. Matczak i prof. Hartman pokłócili się zaocznie!

- O! - Apatycznie zdziwił się Boja - Czyli nie będzie jednej listy opozycji?

- Nie poszło im o wybory. Pokłócili się o...

- Nie ważne o co się pokłócili! - Przerwał mu Mikołaj Mika. - Ważne, że pielęgnują tradycję. Po co są Święta? Żeby pokłócić się przy świątecznym stole! Choćby i wirtualnym...

- Nie spłycaj problemu, bo jest on głębszy... - Profesor Gender zabrał głos jako trzeci profesor. - Na chłopski rozum ci to wytłumaczę, pominę filozoficzne wywody adwersarzy. Uproszczę, ale nie spłycę... Matczak uważa, że głos przy świątecznym stole mają prawo zabierać tylko wierzący katolicy, ateiści nie powinni nawet zasiadać przy świątecznym stole, a co dopiero gadać... Zaś Hartman wszystkich wrzuca do jednego worka... Twierdzi, że każdy może spożywać świąteczne potrawy i być za, a nawet przeciw...

- No i który ma rację, Profesorze?

- A mnie skąd to wiedzieć? Niech Brat Ladaco z tym się boryka...

Spojrzeliśmy na Brata Ladaco, a on podrapał się po głowie i rzekł:

- U nas w klasztorze... A nie, przeor zabronił o tym mówić... Dajcie spokój, chłopaki. Święta się skończyły, za późno na frasunek pod ich względem... Teraz trzeba zadecydować gdzie oglądniemy Sylwestra... W TVP, w Polsacie czy w TVN?

piątek, 23 grudnia 2022

Wyśnione Święta

 Z PAMIĘTNIKA DOBREJ KOBIETY

Jak zwykle wieczorem, siedziałam z Mężem przed telewizorem łaknąc prawdy jak kania dżdżu... Znienacka przed progiem  stanęli i czymś w drzwi łomotnęli!

- Wstań i idź! - poleciłam Mężowi - Zobacz kto przyszedł i odpraw ich!

- Kochanie! - zawołał po chwili - Kolędniki nas nawiedzili!

- Odpraw ich! Daj im po 2zł i krzyżyk na drogę...

- Ale jak po 2zł? Wszak Ksiądz z nimi jest!

Wybiegłam do przedpokoju i oczom moim ukazał się widok bardzo codzienny:

Normalny jako Turoń z żubrówką, Mikołaj Mika jako Mikołaj z reklamówką pełną pustych butelek, Boja jako Dzieciątko z niewinną minką, Kolega Podśmiechujek jako Krzywy Ryj z łapskiem wyciągniętym po 2zł, Profesor Gender jako Bernardyn z przeogromną baryłką rumu na szyi, Brat Ladaco jako Ksiądz z dużym kropidłem i Dziad Śmietnikowy jako Stary Komuch z gwiazdą czerwoną...

Ja zaniemówiłam, a Brat Ladaco zahuczał gromko:

- Witaj szlachetna niewiasto!

Potem zaintonował ochrypłym basem "Wśród nocnej ciszy"... Kolędnicy odśpiewali pierwszą zwrotkę i zapadła niezręczna cisza... Pierwszy odnalazł się, jak zwykle, Normalny. Puścił w obieg żubrówkę...

Ja też pociągnęłam prosto z gwinta i coś we mnie wstąpiło... Rzuciłam w Męża kluczykiem od barku i zawołałam:

- Kolejka dla wszystkich!

Ależ wspaniała zabawa była! Barek opróżniliśmy doszczętnie, zjedliśmy wszystkie świąteczne wiktuały, a i kolędowaniu nie było końca. Nie ograniczaliśmy się tylko do tradycyjnych kolęd. Dobrze nam wychodziły i świeckie, np.: "Szła dzieweczka do laseczka", "Hej, sokoły", "Bałkanica", "Góralu, czy ci nie żal" i "Ukochany kraj"... O politykę wszyscy się nie pokłóciliśmy!

A potem kolędnicy poszli, głowa mnie nie bolała i ten tego...


DEMENTI I SPROSTOWANIE Tak naprawdę nie jest to kartka z pamiętnika Dobrej Kobiety... Tak naprawdę jest to tylko piękny sen Męża Dobrej Kobiety. Opowiedział nam go w drodze z kościoła...

A teraz najważniejsze:
Zdrowych, spokojnych i wesołych Świąt!

poniedziałek, 19 grudnia 2022

Skrupulatny Poczet Władców Polski. Mieszko i Plątonogi

 Mieszko rodził się w latach 1131 - 1146. Dużo się wtedy działo. Tata Mieszka - Władysław Wygnaniec - otrzymał łomot od rodzeństwa i musiał uciekać z Polski (1146r). Mieszko był natenczas albo już nastolatkiem albo dopiero dzieckiem poczętym. Pewne jest, że dzieciństwo i młodość przeżył znośnie na niemieckim socjalu. Wiadomo również, że nogi mu się jeszcze nie plątały.

Niemiecki cesarz - Fryderyk Barbarossa - chciał wykierować Mieszka na zawoalowaną opcję niemiecką, ale Uczony Mąż Bojan nie dopuścił do tego.

- Puknij się w łeb, Frycek! - Rzekł do cesarza. - Po co ci już teraz piąta kolumna? Dopiero w XVIII wieku będzie przydatna. Wiesz ile kosztuje utrzymanie zdrajców? Oszczędzaj kasę na wyprawę krzyżową, a chłopaka zostaw w spokoju!

Barbarossa posłuchał Bojana. Wprawdzie najechał delikatnie Polskę, wprawdzie przyjął hołd i trybut od Bolesława Kędzierzawego i od Mieszka Starego, ale uśpionych agentów nie zainstalował...

Mieszko wrócił do Polski z czystym sumieniem. Wraz z bratem, Bolesławem Wysokim, szybko opanował Śląsk. Trochę się między sobą szarpali na tym Śląsku, ale wkrótce Bolesław umarł i Mieszko dogadał się z jego synem, Henrykiem Brodatym. Podzielili Śląsk sprawiedliwie na dwa Śląski. Rosły Henryk wziął Dolny Śląsk, a kurdupel Mieszko - Górny Śląsk. Równiej nie dało się podzielić!

W roku 1210 przytrafiła się okazja na więcej. Papież nakazał przywrócić w Polsce zasadę senioratu. Kościelna i świecka elita udała się na synod do Borzykowej (radzić jak temu zaradzić). Mieszko zauważył, że to on właśnie jest najstarszy i że jemu się należy... Olawszy synod, wyruszył zdobywać Kraków. Nogi ciągle jeszcze mu się nie plątały... Do czasu.

Ten czas nastąpił 16.08.1977/16.08.1210. Mieszko popasał akurat pod Krakowem, grał z Bojanem w Historyczny Upadek Japonii. Znienacka czasoprzestrzeń skrzywiła się, "coś" porwało Mieszka i przeniosło go do Memphis w USA. To samo "coś" porwało Elvisa Presley'a z Memphis i przeniosło pod Kraków. Wiadomo, "coś" nie lubi na pusto latać tam i z powrotem...

Mieszkowi nie spodobał się XX wiek, opuścił Memphis, zaszył się na skraju cywilizacji i żyje sobie spokojnie pogryzając korzonki... Natomiast Bojan i Elvis dokończyli grę w HUJ-a i poszli do Krakowa.

Na krakowskim rynku stał sobie gotowy szafot. Gawiedź czekała na rozrywkę - zaplanowane było ćwiartowanie piłą jakiegoś huncwota. Elvis nie zastanawiał się długo. Wskoczył na podest, brawurowo wykonał "Jailhouse Rock" i kilka innych kawałków z odlotowym tańcem. Kat przygrywał na pile, a Bojan na mandolinie. Co tam się działo na rynku!

Dziewczęta klaskały, dziewki piszczały, niewiasty wzdychały, a matrony paliły gorsety. Wreszcie cały tłum ryknął jednym głosem:

- Wiwat Plątonogi! Na tron z nim! Niech rządzi i niech będzie gwiazdą Sylwestra Marzeń w Zakopanem!

Ponieśli Elvisa na tron. 

Niemal rok Bojan i Elvis łączyli i rządzili w Krakowie. Był to najpiękniejszy rok w historii Małopolski. Ale w końcu im się sprzykrzyło.

- Do dupy z tym wszystkim! - Nie wytrzymał Elvis. - Ja jestem królem rock and roll'a. Nie będę się pospolitował jako zwykły książę na zadupiu! I jeszcze smogiem muszę oddychać... Odchodzę!

I odszedł. A Bojan pojechał na kurację do wód...

Epitafium nie będzie, Mieszko i Plątonogi ciągle żyją...


niedziela, 11 grudnia 2022

Skrupulatny Poczet Władców Polski. Władysław III Laskonogi.

 Władek urodził się w roku 1161.

- I co, i co? - Niecierpliwie dopytywał tata Mieszko Stary. - Chłopiec!?

- Chłopiec... - Odrzekła akuszerka. - Ale dziwny jakiś...

- Jak to dziwny?

- Nogi ma aż po samą szyję, a to, pomiędzy nogami, ma aż po samą ziemię... Tyle tylko, że nogi są cieniutkie, a to w środku jest grube... Pampersa się nie da założyć!

Z tej oto przyczyny, w dwunastowiecznej Polsce, pampersy zostały wyparte przez pieluszki tetrowe.

Życie Władysława nie było łatwe. Szybko osiągnął wiek sprawny. Żeby wyjść z domu, musiał najpierw wywijać pytona na plecy i maskować go w plecaku przypominającym tornister. Stąd wzięło się powiedzenie o noszeniu buławy w tornistrze...

Na cienkich nogach, z buławą w tornistrze, zjawił się Władek i w domu publicznym. Jednak cnoty nie stracił. Kiedy panienka ujrzała jego przyrodzenie w całej okazałości, natychmiast zacisnęła uda i rzekła stanowczo:

- O nie! Nie pozwolę ci iść w pizdu! Idź w cholerę! Najlepiej do Morza Barentsa na kaszaloty polować! Albo do Teatru Dramatycznego idź...

Takie słowa słyszał od wszystkich niewiast cnotliwych i niecnotliwych. Nawet z żoną Łucją musiał podpisać rozdzielność łóżkową.

Co nieco doświadczył jedynie na chwilowym wygnaniu. Zatrudnił się wtedy w Szwabskiej Wytwórni Ruchomych Obrazków w Augsburgu. Od razu został gwiazdorem naprawdę pierwszej wielkości... No ale wygnanie się skończyło. Władysław nie widział co wybrać - wielką karierę na Zachodzie czy małą politykę na Wschodzie... Zaprosił na naradę Uczonego Męża Bojana. Bojan nie zastanawiał się długo:

- Władek, ty jesteś prawdziwym księciem, nie jesteś księciem z bajki dla dorosłych... Wracaj do kraju! Historia rozbitej na dzielnice Polski nie jest jeszcze wystarczająco skomplikowana... Jedź i zagmatwaj ją bardziej! Ja nakażę wygumkować twój niemiecki pseudonim "Tolles Midglied" i dla rodaków będziesz li tylko "Laskonogim"...

Władysław wrócił do Polski. Kiedy umarł jego ojciec (1202r), zasiadł na tronie wielkopolskim i na tronie krakowskim. Z wiadomych względów, źle mu się siedziało. Po czterech latach utracił tron krakowski. Wtedy przypomniał sobie o kaszalotach i postanowił zdobyć dostęp do morza żeby być bliżej... Nic z tego nie wyszło...

Za to skutecznie skonfliktował się z arcybiskupem Kietliczem i bratankiem Odonicem. W tych konfliktach fortuna kołem mu się toczyła. Wygrywał, przegrywał, zawierał układy... W roku 1228 jego było na wierzchu połowicznie. Umarł Kietlicz, zginął Leszek Biały, Władysław powrócił na tron krakowski jako pierwszy w Polsce władca elekcyjny. Jednak nadal żył i dokuczał Odonic...

I znowu się nie nasiedział. Uczynił Henryka Brodatego swoim namiestnikiem w Krakowie i pojechał na Wielkopolskę dyscyplinować bratanka Odonica. Odonic spuścił mu łomot i wygonił go na Śląsk. 

Na Śląsku Władysław III Laskonogi machnął ręką na politykę, zapisał wszystko Henrykowi Brodatemu i poszedł gwałcić niemiecką dziewczynę. Niemiecka dziewczyna nie dała się zgwałcić - na śmierć rozwaliła lubieżnikowi łeb! Epitafium napisał Bojan:

"Byłeś zaprzeczeniem twierdzenia

Że rozmiar nie ma znaczenia"... 

wtorek, 6 grudnia 2022

Mikołajki

 "Jeśli w Mikołaja kto nie wierzy

Niech troll hejtem weń uderzy"!  (Bj 0.0)

Jak zwykle siedzieliśmy w salonie Mikołaja Miki łaknąc trochę jak kania dżdżu. Znienacka odezwał się Normalny:

- Słuchajcie! Musimy jakoś bezpiecznie przejść z urodzin na imieniny... Mikołaju, udawaj że śpisz, będziemy obmyślać prezent - niespodziankę dla ciebie...

Wąż wysunął głowę z kieszeni Kolegi Podśmiechujka i zasyczał:

- A co my mu możemy dać? Przecież on ma już wszystko! Wszystko, oprócz włosów, jaj i perspektyw na przyszłość...

Boja złożył ręce jak do modlitwy.

- Przyjdź Herkulesie i łeb urwij hydrze! A Podśmiechujka kopnij w dupę... Jak można tak skąpić na naszego Ojca Założyciela? Chcesz w ryj?

Boja nieczęsto miewa momento irae, ale gdy już miewa - wygląda naprawdę złowieszczo. Wystraszony Podśmiechujek natychmiast zmienił śpiewkę.

- No co ty, Boja? Żartowałem tylko... Narysuję Mikołajowi laurkę. Ma ktoś kredki w kolorach tęczy?

- Laurka może być. - Zgodził się Profesor Gender. - Ale sama jedna nie wystarczy. Trzeba mu dać jeszcze coś, co go wzruszy nieinfantylnie... Macie jakieś pomysły?

- Ja mam! - Zgłosił się Dziad Śmietnikowy. - W swoim slumsie przechowuję rogowe okulary a la tow. Władysław "Wiesław" Gomułka. Prawe szkiełko jest pęknięte, a lewego nie ma... Nie znajdziemy prezentu celniej trafionego!

- Znakomicie! - Ucieszył się Normalny. - Ale jednak... Na wszelki wypadek... Dla równowagi... Bracie Ladaco! Dodaj też coś od siebie. Nie chcemy by komuszy talizman wpędził Mikołaja w sidła neokomuny. Przydałby się jeszcze dar wręcz odwrotny...

- Nie ma sprawy. - Brat Ladaco sięgnął do swojego mnisiego kuferka. - Mam relikwię, która ustrzeże Mikołaja przed lewicowaniem...

W tym momencie MM skończył z udawaniem, zerwał się z fotela i przywrócił normalność.

- Czy was porąbało? Przestańcie dziwaczyć! Czas ucieka! Chcecie żebyśmy zaczęli świętować w grudniu po południu na Świętego Nigdy?

- To co mamy robić?

- To co zawsze. Ja przeleję dyżurny banknot, Normalny zapożyczy się na litrową flaszę żubrówki, Profesor Gender do pełna napełni piersiówkę, Dziad Śmietnikowy udekoruje stół, Boja upiecze tort na zimno, a Brat Ladaco zapewni nienachalną celebrę. Do dzieła!

- A co ja mam robić? - Zapytał Kolega Podśmiechujek.

- Co się głupio pytasz? Przecież dobrze wiesz, że w tym kraju nie ma roboty dla ludzi z twoim wykształceniem... (ŚwK odc.1 sc.1)

czwartek, 1 grudnia 2022

Jedna lista

 Chytrzy chcieli dwóch list, pazerni nawet trzech, ale o tym później...

Lata lecą... Znaczy się, najpierw rok zleciał, a dopiero po roku zaczęły lecieć lata. Razem z pierwszym rokiem tych lat zleciało dziewięć. A zaczęło się w grudniu, za czasów Tuska, bo zimno było jak cholera (globalne ocieplenie nastało dopiero po dobrej zmianie). Mikołaj Mika zrobił herbatę z rumem i w ciągu godziny począł i porodził "Kroniki Mikołaja Miki".

Uczynił to jednoosobowo. Nikt mu nie pomagał, bo: Boja spał wtedy do południa, Normalny zapożyczał się na litrową flaszę żubrówki, Kolega Podśmiechujek podbierał 2zł z torebki Koleżanki Wymówki, Dziad Śmietnikowy mocował się z przymarzniętym wiekiem kontenera na śmieci, Profesor Gender zatykał dziurkę w chłodnicy, a Brat Ladaco przeprowadzał akt apostazji z... RODO...

No cóż... Blog to też żywe stworzenie jest (choć nie boże). Trzeba o niego dbać: uczcić pierwszy komentarz, coroczne urodziny świętować, każdy wpis oblać obficie, przed każdym wpisem napić się porządnie i tak ogólnie pilnować trzeba, żeby abstynencja nie sprowadziła blogu na złu drogu...

My dbamy o blog najlepiej na świecie. A że aż siedem wątrób się przy tym marszczy - mamy pełne prawo pomnożyć nasz staż blogowy x7. Summa summarum: prowadzimy blog już 63 lata! Jest ktoś od nas lepszy? Nie ma!

W związku z tym organizujemy wirtualną imprezkę. Zapraszamy wszystkich i wszyscy muszą przynieść możliwości+ ( tyle ile zdołasz wypić + dwie flaszki). Mile widziane także: ogórki kiszone, dobrze zamarynowane śledzie, kiełbasa swojska, smalczyk ze skwarkami na świeżym chlebku z cebulą, ręcznie krojona mizeria ze śmietaną, ciepłe placki kartoflane i inne potrawy - byle przez żołądek trafiały do serca. Boja upiecze tort na zimno.

A teraz wracamy do jednej listy. Poskromiliśmy chytrych i pazernych, jest tylko jedna lista prezentów:

- wierszyk prawie niezłośliwy

- żarcik prawie poprawny politycznie

- anegdotka z życia prawie własnego


I to już prawie wszystko. Jeszcze tylko prawie niepatetyczny tekścik na melodię "Pytasz mnie" Andrzeja Rosiewicza:

Mówisz mi: blogów kończy się epoka

Mówisz mi, że na blogi idzie kres

Radzisz mi: rzuć Kroniki, idź w TikToka

Ja odpowiem: ty baranie, gówno wiesz!


Tutaj jest piaskownica tylko moja

Tutaj ktoś lubi mnie lub w dupie ma

Zatem dziś, całkiem trzeźwy jeszcze Boja

Wam dziękuje za te dziewięć wspólnych lat!


piątek, 25 listopada 2022

Katar

 katar - prawie śmiertelna choroba rodzaju męskiego, dwa razy w roku wpycha nam jedną nogę do grobu.

Katar - niewielka piaskownica przykrywająca ogromny ocean ropy naftowej i jeszcze większy bąbel gazu ziemnego.

Na katar cierpieliśmy onegdaj i, jakimś cudem, przeżyliśmy jego atak. Do przedwiośnia mamy spokój...

Katar (ten z wielkiej litery) też onegdaj się przyplątał, ale pozostał daleko. Rządowym samolotem, pod eskortą dwóch myśliwców F16, polecieli do niego nasi piłkarze. Myśliwce mieli trening, piłkarze nie mieli...

Na miejscu okazało się, że na piaskownicy ustawiono kilka stadionów wyposażonych w boiska piłkarskie i że rozpoczęło się FIFA World Cup Qatar 2022 Qrwa Much.

Nasi rozegrali już cały mecz z Meksykiem. Goli nie było, bo Lewy przestrzelił karniaka. Najwięcej emocji dostarczył VAR i oczekiwanie ile sędzia czasu doliczy...

Jakoś nie kręci nas ten mundial... Może dlatego, że Katar to państewko małe i wredne? (Proszę bez skojarzeń!)

Trochę radości sprawiła nam Japonia. Dokopała Szwabom i bardzo dobrze!

Chyba niewiele zwojujemy... Nasza kadra ma kiepskiego selekcjonera. Zapomnieliśmy jak się nazywa... Na pewno nie Górski... Piechniczek też nie... Michnik? Też chyba nie...

Ale mniejsza o RODO. Facet przyznał się bez bicia, że nie potrafi zamieniać wody w wino... Jednak obejrzymy mecz z Arabią Saudyjską, chociaż nie jest to jeszcze mecz o honor...

PS. Jeżeli Polska dotrze do finału to, ze szczęścia, zeżremy siedem łyżeczek piasku i popijemy go czystą (nie zmienioną w wino) wodą! 


czwartek, 10 listopada 2022

3X5h=Niepodległość

 Uczony Mąż Bojan nie zastrzelił arcyksięcia. Akurat leczył podagrę nad Balatonem, a wtedy nie było rewolwerów o zasięgu 362,31 km. Uczony Mąż Bojan uaktywnił się dopiero w roku 1918. Trzy rzeczy natenczas zrobił:


1. Wziął i zaprowadził Ignacego Jana Paderewskiego do gabinetu prezydenta USA. Usadził Mistrza za fortepianem i rzekł:

- Graj, Ignac, graj!

Następnie wyprosił wszystkich niepotrzebnych i dopilnował by Woodrow Wilson nie ulotnił się wraz z nimi. Ale WW nie miał zamiaru czmychać. Jak urzeczony słuchał dźwięków wyzwalanych palcami Paderewskiego. Jego dusza pofrunęła tam "gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała, gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała"...

Bojan wziął kartkę leżącą na biurku.

- Co tu, bratku, masz na tej kartce? - Zapytał retorycznie. - "Amerykańskie warunki podpisania traktatu wersalskiego - czternaście punktów Wilsona"...

Bojan zagłębił się w czytaniu, Paderewski grał...  Woodrow słuchał i tęsknił "do tych pól malowanych zbożem rozmaitem, wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem"...

Uczony Mąż czytał i powoli siniał ze złości... Ale nie wybuchnął, skończył lekturę, odliczył wspak do/od dziesięciu, pociągnął z piersiówki i powiedział prawie spokojnie:

- Coś ty tu nawypisywał, Jankesie? Ci się warunków zachciało! Wizy dla Polaków? Zakaz wędkowania? Tajne więzienie CIA w Klewkach? Dwucyfrowa inflacja? Likwidacja barów mlecznych? Elektrownia atomowa w gminie Choczewo? Zwariowałeś? Masz wizje to idź do lekarza! Trzeba wszystkie punkty pozmieniać... Bierz nową kartkę i pisz!

Paderewski grał, Bojan dyktował... Wilson pisał mozolnie, a jego dusza udręczona poleciała "do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych, szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych"...

Trzynasty punkt Bojan podyktował wielkimi literami:

- 13. STWORZENIE NIEPODLEGŁEGO PAŃSTWA POLSKIEGO!

W tym momencie Paderewski przestał grać (grał już niemal 5h) żeby rozprostować palce i prezydent USA jakby się ocknął.

- Niepodległa Polska!!?? - Zawył - To niemożebne. Niemce się wściekną, Ruskie się wściekną... Austriacy i Węgrzy może się nie wściekną, ale Niemce i Ruskie na pewno się wściekną!

Bojan natychmiast zareagował.

- Ignac! Jankes się biesi, zagraj mu coś z Zenka Martyniuka!

Paderewski zagrał, a Wilson wpadł w ekstazę. Napisał co trzeba, podpisał co trzeba, wskoczył na stół, zdjął marynarkę i wymachiwał nią podskakując w rytm muzyki...


2. W Magdeburgu wkradł się podstępnie do drewnianej chałupy. Przebywał tam, uwięziony przez Niemców Józef Piłsudski. Bojan zrobił skręta z herbaty "Ulung" oraz "Gazety Robotniczej", wręczył go przyszłemu Naczelnikowi, podał ognia i rzekł:

- Pal, Ziuku, pal!

Ziuk palił przez 5h. Kłęby dymu zasnuły Magdeburg, zasnuły Berlin, zasnuły całe Cesarstwo... Cysorz Wiluś początkowo ignorował skażenie, jednak i on w końcu zaczął się dusić. Przedostatnim tchem krzyknął wrzaskliwie:

- Szajse! Natychmiast ciupasem odstawić Polaczka na Ost! Najlepiej do samej Warszawy, niech tam robi zadymy!

Tak też się stało...


3.Wziął i zaprowadził Romana Dmowskiego na konferencję pokojową w Paryżu. Ustawił go przy mównicy i rzekł:

- Przemawiaj, Romuś, przemawiaj!

Bojan pomyślał jeszcze i dodał:

- Przemawiaj po polsku, ale od razu sam tłumacz na francuski i angielski. Tutejsi tłumacze zapewne zafasowali już reklamówki wypchane rublami i markami... Będą tłumaczyć po francusku na rosyjski i po angielsku na niemiecki!

Dmowski przemawiał przez 5h. Spisał się świetnie. Wypił trzy litry wody, a do kibla nie zachodził... Bojan czuwał ustawicznie. Starych delegatów wybijał z drzemki, młodym delegatom odbierał ówczesne srajfony, dziennikarzy pokrzepiał zawartością piersiówki...

Logika wywodów i argumenty Dmowskiego przekonały wszystkich. Wszak Polacy już drzewiej zatrzymali turecką/islamską nawałę, na pewno wkrótce zatrzymają bolszewicką nawałę. Nawet największy jełop zrozumiał, że Europa bez niepodległej Polski będzie do dupy!


Tak to wtedy było. Taka jest prawda. A jeżeli ktoś nie wierzy, to niech nie wierzy też, że Ziemia jest okrągła!

niedziela, 6 listopada 2022

Sezon hybrydowy*

 *Najazd lodowy, zeskok trawiasty.


Siedzi na belce mąż Pani Marty

Lekki, chudziutki, wciąż nie nażarty

Patrzy na narty.


Siedzi i czeka aż trener da znak

Dupa już mokra, mokry już ptak.

Uch - ale leje!

Puff - ale wieje!

Uff - źle się dzieje...

Już cały sztywny, lecz on nie stęka

Szmata na grzbiecie bardzo jest cienka...


Inni już dawno skoki oddali

Granerud znowu mocno odpalił

Stochu miał pecha, Wolny był wolny

Wąsek zaś nieźle - młody i zdolny...

Hula w trzydziestce, to dobre wieści

A Piotrek Żyła w piątce się mieści

Bo wiatru trochę pod narty złapał

Geiger skok zepsuł... A pies go drapał!

Austriacy wszyscy dobrze skakali

Zaś Rioju pierwszy skok swój zawalił

W drugim już popis dał Kobayashi

Lecz niech nie myśli, że go wystrashi...


Nagle gwizd

Flagi świst

Z belki skok

Ruszył w mrok!


Odepchnął się mocno. Choć strach w tyle głowy

Pędzi, szusuje po torach lodowych

Zwinnie się kurczy, oporu unika

Aero cudowna w nim dynamika!

I dotarł do progu, i wzbił się pod chmury

I cień wielki rzuca, choć drobnej postury

Jak gąsior naciągnął wszystkie swe gnaty

I leci i leci, jak Adam przed laty

Dlaczegóż to inni szans z nim nie mają?

Czy siarka z wodorem go w dal popychają?

To praca mozolna zeń mistrza zrobiła

Z treningu ciężkiego się wzięła ta siła...

Publika z zapałem pod narty mu dmucha

On pięknie ląduje, entuzjazm wybucha...


I święciliśmy sukces do rana

Pod patronatem Tuwima Juliana!


Nazwisko Dawida Kubackiego trochę kojarzy się nam z kubeczkiem... Powtórzmy więc za Stanisławem Grzesiukiem (podobno tak święty Paweł kazał): "Można wypić po kubeczku, spokój w głowie, w porządeczku"!

poniedziałek, 31 października 2022

Mechanizm gównoburzy

 Jak zwykle siedzieliśmy w salonie Mikołaja Miki łaknąc trochę jak kania dżdżu, ale tym razem nie wszyscy. Znienacka ocknął się Normalny.

- Matko jedyna! - Zawołał zszokowany. - Co tu robi telewizor? Po co te dwa nocniczki? Boja, Profesorze Genderze! Dlaczego wy nie łakniecie jak zwykle? Dlaczego uwijacie się jak w ukropie? I co tak capi zawiesiście?

- Cholercia! - Zaklął szpetnie Boja. - I tu też nas przyłapali i to jeszcze na gorącym uczynku za rękę nas złapali... To chyba przez te godzin przesuwanie! Mówiłeś, Profesorze, że jesteśmy godzinę do przodu, a mamy godzinę w plecy...

Profesor westchnął zawstydzony i urażony.

- Ech... Z tymi czasami letnio - zimowymi każdy ma prawo się pomylić. To jest tak proste, że aż rozeznać się nie idzie...

- Ale co wy tu wyrabiacie? - Zapytał Mikołaj Mika. - Ponad naszymi głowami?

- To moja wina i nie moja... - Przyznał się Boja. - Coś ze mnie wylazło jak szydło z worka... W łeb mi się porobiło... Uznałem, że warto rozkręcić kilka gównoburz... Powiedz im, Profesorze, bo mnie wyrzuty sumienia zaczynają dusić... Profesora nie oskarżajcie, on musiał mi pomagać. Mam haka na niego, widziałem jak żarł salceson w piątek...

Mikołaj Mika błyskawicznie wcielił się w komisję śledczą.

- Jak to było, Profesorze?

- Zacznę od początku. Boja ukradł dwa nocniczki. Jeden, już do lamusa przez Matuszka odstawiony i drugi aktualny, prawie bezpośrednio spod Mielonki wyjęty. Ja musiałem skonstruować dekoder do Rubina, którego niedawno Dziad Śmietnikowy przytargał... Lewy nocniczek napełnialiśmy gównem z TVN24, a prawy - gównem z TVP Info... Rozdzielaliśmy nocniczki ołowianą płytą, żeby masa krytyczna nie nabrzmiała od razu...

- Skąd wzięliście ołowianą płytę?

- Odlaliśmy ją z ołowianych żołnierzyków ukradzionych Mężowi Dobrej Kobiety. Cała, latami zbierana kolekcja na to poszła...

- I co dalej? 

- Kiedy smród już się zawiesił, Boja go wzmacniał swoim cwaniactwem, cynizmem i wieśniacką roztropnością. Potem usuwaliśmy ołowianą płytę i się zaczynało!

- Co się zaczynało?

- Blogowy licznik rozpalał się do czerwoności i komentarze wpadały jeden za drugim. Było to sztuczne, a Boja chichotał diabolicznie... Tak samo jak jego los i jego historia teraz nad nim chichoczą... I jeszcze manipulował cenzurą i znajomościami manipulował już od dawna... Jak ostatni podlec!

- Boja, tak się nie godzi! - Kolega Podśmiechujek z trudem maskował podziw oburzeniem. - Tyś gorszy jest od Azji Tuchajbejowicza! Na pal z Boją! Albo chociaż kęsim mu zróbmy... Jak właściwie robi się kęsim?

- Przestań, Podśmiechujku! - Zgasił go Brat Ladaco. - Nie kopie się leżącego. Nie widzisz, że już koło fortuny Boję połamało?... Mamy tu dwóch delikwentów, Mikołaju. Co z nimi robimy?

- Hmmm... - Mikołaj myślał intensywnie. - Profesorowi chyba można wybaczyć od razu... Ale czy można wybaczyć Boi?

- Wybaczcie mi! - Boja uderzył się w pierś i złożył ręce błagalnie. - Ja już nie chcę być niezłym ziółkiem... Teraz będę nieśmiały i skromny jak pospolite zioło pośród miliona czterolistnych koniczynek...

piątek, 28 października 2022

Kompromis aborcyjny

 Dwa lata temu kompromis aborcyjny stał się kompromisem świętej pamięci. Dołączył do "Klubu 27"... Już wcześniej wielokrotnie próbowali go zarżnąć. Ciągle wisiał nad nim miecz Demoklesa - raz z lewej, raz z prawej strony... Biedak zawsze się wywijał i wydawało się, że tak będzie do końca świata i jeden dzień dłużej.

Pamiętam te dyskusje - gehenna kobiet kontra gehenna dzieci poczętych. Emocje buzowały cyklicznie, ale myślałem, że to tylko tak - dla przykrycia innych tematów...

Otóż nie. Miecz Demoklesa w końcu spadł na kompromis aborcyjny z prawej strony. Koleżanka Kaczora i Kai Godek przecięła koński włos.

Szczerze mówiąc, byłem niemal pewny, że będzie to koniec rządów Zjednoczonej Prawicy. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego rozzłościł zdecydowaną większość Polaków. Opozycja miała już PIS na widelcu...

Ale znowu otóż nie. Opozycja koncertowo zmarnowała okazję. Szybciutko na czoło wysforowała się Marta Lempart i normalni ludzie w popłochu wycofali się z protestów. Aż chciałoby się powiedzieć "Miałeś chamie złoty róg, ostało ci się ino osiem gwiazdek i wyp......ać"!...

Być może wyrok można odkręcić, przywrócić nieboszczyka do życia... Ale opozycja musi wygrać wybory. Głosować na opozycję? Nie bardzo mi się to widzi... Po odsunięciu PIS od władzy, skład Trybunału Konstytucyjnego będzie ustalać Marta Lempart...


PS. Musiałem skasować cały wątek w komentarzach. Taka "dyskusja" niczego nie wnosi, a tylko zniechęca do blogowania. Bardzo proszę o wypowiedzi na temat postu. Nie życzę sobie wypowiedzi na temat innych komentujących. Proszę nie odpowiadać na napastliwe komentarze, będę je kasował.

piątek, 21 października 2022

Jerzy S

 Jak zwykle siedzieliśmy w salonie Mikołaja Miki łaknąc trochę jak kania dżdżu. Znienacka odezwał się Normalny:

- Słyszeliście? Jerzy S pił wino w Krakowie!

- Ja też piłem wino w Krakowie... - Boja zapuścił żurawia w przeszłość. - Na Plantach na ławeczce... Ale to dawno temu było. Gdzieś tak pomiędzy "Wodzirejem" a "Seksmisją". Wtedy to właśnie...

- Boja, przestań sentymentalizować! - Przerwał mu Mikołaj Mika. - Normalny! Ten Jerzy S, kimkolwiek jest... Co on nas gówno obchodzi?

- To znany aktor. Jechał sobie i Lexusem potrącił motocyklistę prosto w rękę. Miał zero siedem...

- Ale jak zero siedem? - Zainteresował się Dziad Śmietnikowy. - Miał zero siedem w sobie, czy jeszcze zero siedem miał przy sobie?

- W sobie.

- Eeeeee... To trzeźwy był jak świnia!

Do salonu, niczym bomba do piwnicy, wpadł Maciek S. Nasz znajomy z planety singli. Pozwoliliśmy mu się wysapać, a on rzekł:

- Nie hejtujcie tatusia! Ja jestem zdruzgotany, a tatuś żałuje, że podjął tą najgorszą w swoim życiu decyzję o prowadzeniu samochodu...

- "Maćku, drogi Maćku, nie chcemy jeszcze spać"... - Zaśpiewał Kolega Podśmiechujek. - Więc nie opowiadaj nam bajek. Można nam wmówić, że czarne jest białe i że białe jest czarne... Ale nawet ty nam nie wmówisz, że Jerzy S trzy ćwierćwiecza czekał na podjęcie swojej najgorszej decyzji. Ot, po prostu chłopina miał pecha. Zawsze się udawało, a tym razem wpadł...

- Właśnie! - Dodał Brat Ladaco. - Ja tam po holiłudach nie spowiadam, ale koledzy spowiadają... Jerzy S jest wybitnym aktorem. Wybitny aktor albo chla, albo ćpa, albo molestuje... Nie ma czwartej opcji!

- Tak, Maćku... Nie boli nas, że Jerzy S sobie chlapnął... Nie to jest najgorsze... - Profesor Gender mówił powoli, bo zastanawiał się jak taktownie przekazać najgorsze. - Twój tatuś jest nie tylko wspaniałym aktorem... Był również niezłomnym antyreżimowym celebrytą. Był... A teraz? Cytuję: "Deklaruję pełną współpracę z organami powołanymi do wyjaśnienia incydentu"... Jerzy S z reżimowymi chce współpracować!

- To jest naprawdę straszne! - Dodał Mikołaj Mika. - Liczyliśmy, że Jerzy S co najmniej opluje mundur reżimowej policji, że bez jęku przetrwa tortury w reżimowej prokuraturze i że obroni go dopiero rezolucja Parlamentu Europejskiego... A on co robi? Zachowuje się jak pokorne cielę, które dwie dodatkowe emerytury ssie...

- Dajcie już spokój, chłopaki. - Brat Ladaco wykonał pokojowy gest. - Współpraca z organami to nie grzech, to tylko wstyd. Zajmijmy się swoimi sprawami...

- Tak jest! - Mikołaj Mika trysnął energią. - Profesorze, proszę przynieść pełną piersiówkę, Normalny niech zapożyczy się na litrową flaszę żubrówki, a ja pójdę przelać dyżurny banknot stuzłotowy...

- A co ja mam robić? - Zapytał Maciek S.

- Ty jesteś samochodem? Zjeżdżaj...

piątek, 14 października 2022

Piosenki na każdą okazję

 Znowu będzie prawie niepolitycznie. Z "Pocztem Władców Polski" kiepsko mi idzie i muszę ratować się takimi tam... 

Cztery takie tam każde okazje przyszły mi do głowy (w tym jedna jakby przebrzmiała, bo trochę przykryta Fiutinem):


1. Dziadek górnik, tata górnik

Hejże hej, hejże ha!

Z woltaiką* natarczywie

Dzwonię ja, dzwonię ja!


2. Dwaj katole raz przy stole

Siedli z dwójką gejów

Ledwie tyłki umościli

Już się zgodnie pokłócili

Komu skąpią przywilejów!


3. Pisdzielce już ładują wózek gnojny

Na wiosnę kwiatki rosną i pora już na bal

Gdy spytasz ich - dla kogo wóz tak strojny?

To dla Ryżego, by go wywieźć w siną dal...


Totalsi już rakietkę w leasing wzięli

Na wiosnę kwiatki rosną, w pociągach działa Wars

Gdy spytasz ich - dla kogo ten modelik?

To dla Małego, żeby wysłać go na Mars...


4. Pamiętajcie o szczepionkach

I maseczkach zapomnianych

Choć na prawie już wszystkich portalach

O covidzie nie ma danych...


Pamiętajcie, że szczepionki

Są by ludzi było niewielu

Zawierają wyciąg z chińskiej biedronki

No wiadomo w jakim celu...


Co musi się stać, żeby wszystkie te każde okazje stały się przebrzmiałe? (Dzięki, Oko)

---------

* Chodzi o fotowoltaikę, ale musiałem skrócić, bo sylaby nie pasują.


PS. Wpisuję komentarze pod poprzednim postem, a one się nie pokazują... Za dużo ich jest, czy co? W Kosmos polityków trzeba wysyłać, a oni komentarze wysyłają...


niedziela, 9 października 2022

Prawie jak credo.

 Od niejakiego czasu wyjeżdżam publicznie z tym swoim pisdzielstwem jak ekshibicjonista straszący zbieraczki grzybów w lesie. Sam nie wiem dlaczego to robię...

Zdaję sobie sprawę, że pisdzielstwo jest zjawiskiem nie dla wszystkich miłym. Być może grozi mi utrata sympatii ze strony osób, które mnie tą sympatią dotychczas darzyły... No bo jak tu lubić i szanować Pisdzielca? Zwłaszcza takiego, który nie wstydzi się tej przypadłości...

Co musiało się stać żeby taki kołek, jak ja, wziął i podparł sobą PIS w 2015 roku? Długo by opowiadać... Powiem tylko, że przestała mi się podobać "liberalna" Polska. Miałem spore obawy przed rządami PIS, ale po czynach ich poznałem. I nie chodzi o to, że "słychać wycie, znakomicie"...

Tak wygląda to w tej chwili. Nie jestem krową w rowie. Być może kiedyś usiądę w innym miejscu i zmieni się mój punkt widzenia... Ale o to powinna starać się opozycja. Na razie kiepsko jej idzie...

PS. Proszę nie stosować wobec Gości na tym blogu argumentum ad personam, że się tak po łacinie wyrażę... Błysnę wiedzą zaczerpniętą z Wikipedii: Arthur Schopenhauer (filozof, choć na fotografii wygląda jak nietoperz) w jakimś swoim dziele wymienia argumentum ad personam jako ostatni sposób nieuczciwej argumentacji, stosowany, gdy wszystkie inne sposoby zawodzą i nie ma szans na wygranie sporu argumentacją merytoryczną. 

 Mnie można zrugać, a nawet niewulgarnie zmieszać z błotem. Gość jest nietykalny! Pod tym względem jestem nieugięty niczym sędzia Tuleya Igor pod względem reform Ziobry! 

czwartek, 6 października 2022

Anonimowi Pisdzielce

 Pani Prowadząca niecierpliwie rzuciła okiem i zagaiła:

- Są już wszyscy? Zaczynajmy, bo czasu szkoda. Za pół godziny mam sesję z Anonimowymi Pożytecznymi Idiotami. W Polsce brakuje psychologów i muszę biegać ze spotkania na spotkanie jakby mi ktoś pieprzu nasypał do du... Nieważne. Dzisiaj dołączył do nas nowy uczestnik. Boja, przedstaw się.

- Cześć. Mam na imię Boja i jestem Pisdzielcem

Zgromadzeni odpowiedzieli niezgranym chórem:

- Cześć Boja, cześć Boja, cześć Boja, itd...

- Zaśpiewajmy Boi nasz hymn, niech poczuje się zaakceptowany.

My Pisdzielce, my Pisdzielce

Kwa kwa kwa - kwa kwa kwa

Kaczor był nam złotym cielcem

Tfu tfu tfu - tfu tfu tfu

Dziś się z niego nabijamy

Ha ha ha - ha ha ha

W kosmos dziada wysyłamy

Pa pa pa - pa pa pa

Boja poczuł się zaakceptowany, a Pani Prowadząca dodała:

- Zauważ, Boja, że nie ma w naszym hymnie mowy nienawiści!

Boja zauważył, a potem zapytał:

- Jak żyć bez nienawiści w sercu?

- Na tym polega abstynencja u Pisdzielca! Nie nienawidzisz innych i nie głosujesz na PIS! Wiem, że trudno ją utrzymać takiemu kiepsko wykształconemu, słabemu na umyśle, prostackiemu chamowi jak ty, Boja... Właściwie to powinno się ciebie zaorać i wywalić gdzieś przed zaoraniem... Ale...

- Ale? Jest dla mnie nadzieja? Jest szansa, że przestanę być wstrętną kreaturą popierającą PIS?

- No nie wiem... - Pani Prowadząca jakby się wahała. - Niby każdemu należy się druga szansa... Jednak gdy tak patrzę na ciebie i na twoje dokonania, których nie ma... Charakterny chociaż jesteś?

- I tak i nie. Twardo opieram się światłym przesłaniom TVN, GW i Giertycha. Za to prymitywna propaganda kościelna i kurwizyjna przekonuje mnie, niestety...

- Nie ma nadziei, Boja. Szkoda czasu na ciebie. Wracaj ty do swojej pisdzielskiej nory. Sycz z niej nienawistnie na Tuska, Niemców, UE i Sikorskiego... Może ludzie, którzy nie dają nam, liberałom, żyć w tym kraju też są potrzebni?

środa, 28 września 2022

Profesor Ekspert

 Jak zwykle siedzieliśmy w salonie Mikołaja Miki łaknąc trochę jak kania dżdżu. Znienacka Normalny wzniósł oczy ku górze, osłupiał na moment, a potem rzekł:

- Spójrzcie, mamy rysę na suficie!

Faktycznie. Na suficie rysa błyszczała sobie z lekka, a my gapiliśmy się na nią intensywnie.

- Super! - Ucieszył się Kolega Podśmiechujek. Szkoda górnicza, będzie odszkodowanie!

- Jaka tam górnicza, baranie... - Mikołaj Mika popukał się w czoło. - Tutaj ludzie tylko kartofle kopią... I buraki czasami. Szkód to nie powoduje, a i zysku też nie. Przyczyna musi być inna. Na pewno...

- Zaczekaj, Mikołaju! - Przerwał mu Profesor Gender. - Nie dochodźmy sami. Mam znajomego... Nazywa się Profesor Ekspert, jest prawie magistrem i posiada licencję na rozgryzanie twardych orzechów do zgryzienia. Zaraz go zawołam!

Profesor Ekspert przybył niezwłocznie. Spojrzał na rysę, pokiwał głową i wydał ekspertyzę:

- To wina Rządu! Taki kryzys energetyczny rozpętali, że aż sufity pękają! Sufity ze strachu pękają, boją się nadciągającej zimy i mrozów trzaskających...

Nagle do salonu wpadł Matuszko.

- Gdzie jest Marian? - Zawołał. - Widzieliście Mariana?

- Nie widzieliśmy! Kto to jest Marian?

- To mój ślimak afrykański. Uciekł mi na spacerze. Ślad prowadzi tutaj. Że też poniosło go w takie miejsce... O! Tu przechodził przez próg, tu wspinał się po futrynie, a tu po suficie śmigał... O! A tam buja się na żyrandolu. Proszę natychmiast mi go zdjąć delikatnie!

Boja, z pewnym takim nieśmiałym obrzydzeniem, wykonał polecenie i Matuszko odszedł zadowolony. Całą aferę podsumował Mikołaj Mika:

- A więc sufit nie jest pęknięty, nie poddał się medialnej panice. To tylko Marian trop zostawił... Co pan na to, Profesorze Ekspert?

- No cóż... - Ekspert wzruszył ramionami. - Czasami ekspertyza ma krótkie nogi... No ale zaraz odwrócimy ją ogonem...

Przerwał mu dźwięk nadchodzącego SMS-a. Profesor pojeździł palcem po telefonie, coś przeczytał i rzekł:

- O! Rządowa telewizja zaprasza mnie do studia... Chcą poznać moją opinię na temat awarii w Nord Streamach... Muszę lecieć... Nie mówcie nikomu, że najeżdżałem na Rząd... Cześć!

W progu zatrzymał się jeszcze, pomyślał chwilę i dodał z miłym uśmiechem:

- A ten ślimaczy śluz zdrapcie szmerglem. Szmergiel nie rysuje powierzchni... Znam się na tym!

niedziela, 18 września 2022

Przekop

 Jak zwykle siedzieliśmy w salonie Mikołaja Miki łaknąc trochę jak kania dżdżu. Znienacka odezwał się Normalny:

- Może byśmy gdzieś poszli? Na festiwal do Gdyni... Albo na przekop do Mierzei...

- Chętnie obejrzałbym dobry film... - Rozmarzył się Boja.

- Zgłupiałeś, Boja? - Ostudził go Mikołaj Mika. - Na festiwalach nie pokazują dobrych filmów. Pokazują tylko filmy poprawne lub niepoprawne...

- I do dress code trzeba się dostosować! - Dodał Profesor Gender. - Musisz być pod muchą i smoking obowiązuje...

- Zapewne, mówiąc "pod muchą" i "smoking", nie masz na myśli picia i palenia?

- Niestety... Wprawdzie jakiś tam bufet zawsze jest, ale kiepski... Cieniutkie winko pod przystawki robione z robali, glutów i wodorostów...

- No to walimy na przekop! - Zadecydował Mikołaj. - Tam nie ma takich obostrzeń. Stare buty na nogi i w drogę!

- Ja nie idę! - Zbuntował się Kolega Podśmiechujek. - Ja tutaj mam obowiązki!

- Jakie ty masz obowiązki, gamoniu? Jedyny twój obowiązek to wytrzeć do czysta tyłek po kupci. A i tak się nie wywiązujesz...

- Bo mnie się palce przez papier przebijają... Odwal się! Muszę tu zostać, mam spotkanie z ruskim szpionem...

- Ruskich szpionów mnóstwo jest teraz na Mierzei. Kopią dołki pod przekopem i podkładają świnie... Z łatwością pozałatwiasz z nimi wszystkie swoje niecne sprawki.

- Skoro tak... To idę z wami!

- Poza tym, natychmiast po otwarciu przekopu, płyniemy do Anglii na Wielką Uroczystość. Dziad Śmietnikowy od tygodnia jest w Elblągu. Buduje ekologiczną tratwę podróżną z materiałów odzyskanych. Uszył już nawet żagle! Żagiel marszowy z pampersów midi i żagiel sztormowy z podpasek ze skrzydełkami. Podobno ładnie furgoczą... Do Anglii poniesie nas napęd odnawialny!

Na miejscu czeka Brat Ladaco. Jako duchowny katolicki, ma również certyfikat Kościoła anglikańskiego. Zarezerwował dla nas punkt obserwacyjny na prawie pierwszej linii. Wszystko zobaczymy na żywo i może kiedyś opowiemy... 

wtorek, 13 września 2022

Epitafium

 On wkurzał wielu

I cieszył wielu

Takich jak DeLu

Było jest i będzie 

Niewielu

Żegnaj

Kontrowersyjny Twardzielu...

niedziela, 4 września 2022

Droga do Campusu

 Ładnych i brzydkich parę lat żyjemy na tym świecie... Od zawsze zapraszano nas na przeróżne campusy. Nadeszło też i zaproszenie na Campus Polska Przyszłości.

- A Tusk też będzie? - Zapytaliśmy.

- Będzie!

- A Kłeczek z TVP będzie?

- Nie będzie!

- No to jedziemy!

Wzięliśmy dupy w juki, a troki naszykowaliśmy na łupy godne epoki... I ruszyliśmy!

Dotarliśmy do Olsztyna - Jakubowa, skręciliśmy w lewo i zaraz pojawił się Szczecin, Wyłowiliśmy trochę rtęci z Odry... Przyda się, na zimę zrobimy sobie termometr. Dziwne, ale złote algi nie spełniają życzeń. Potem, pod górkę na pazurki, stoczyliśmy się do Katowic i Bytomia. Stamtąd wypadało wstąpić do Rzeszowa. Pokłoniliśmy się Wielkiej Cipie, kupiliśmy frytki i po sól do nich udaliśmy się do Inowrocławia...

Jeden skok i znaleźliśmy w Łodzi. Kilka machnięć wiosłem i już zieleni się Irlandia. Z Irlandii najbliżej jest do Ełku, ale odpoczęliśmy dopiero pod Sochaczewem, bo Opoczno się nie trafiło...

Całe szczęście, że Tokio jest o rzut beretem. Łatwo tam dogadać się po japońsku, zwłaszcza właścicielom prawie samurajskich czupryn.

Za to nijak nie idzie dogadać się w Nowym Sączu. "W tym zagłębiu kościelno - zaściankowym rodzice i dziadkowie codziennie wygadują rzeczy niegodne człowieka o drugim człowieku". Majka Jeżowska uciekła stamtąd zaraz po maturze,  my przybyliśmy tam czterdzieści lat po maturze... Z czyim egzaminem dojrzałości jest coś nie tak?

W Czajęczycach podwiózł nas świeżo poślubiony wicerolnik ministerstwa. Fajnie jechało się traktorkiem John Deere ksywa "Ursus". 1,5 miliona piechotą nie chodzi...

Wręcz przeciwnie było pomiędzy Gostyninem a Kutnem... W Sierakówku tylko śmignęło nam coś przed nosem. Wyglądało jak wyszczerzony błysk bieluśkich zębów za kierownicą BMW. Wstrząsający obrazek... Uspokoił nas dopiero widok krów, które dojone były w niedalekiej mleczarni we Włoszczowie.

Na chwilę wstąpiliśmy do Niemiec. Ujrzeliśmy tam wielkie sterty bogactwa i zero gazu. Aż boimy się myśleć co z tego wyniknie...

Głodni i spragnieni dotarliśmy do Warszawy. Mieszkańcy stolicy sprawili się godnie. Poseł Poncyliusz narobił pysznych kanapek, a prezes Broniarz wytoczył beczkę whisky... Wieczorkiem, na Pradze, tanio kupiliśmy cegłę. Bóg wam zapłać samarytanie!

W Pacanowie wstąpiliśmy na pocztę. Pomogliśmy Pani Naczelnik trochę ponarzekać i nabyliśmy podręcznik do HiT. Warto się zaopatrzyć, zanim wszystkie poniszczą w niszczarkach... 

Wreszcie trafiliśmy do Kortowa. Niestety, campus doszczętnie się już skończył. Nawet zapach Czajki po Trzaskowskim nie został... 

sobota, 30 lipca 2022

Normalny dzień Normalnego

 23 luty 2022r.

Ruch zaczyna się bardzo wczesnym rankiem. Najpierw wstaje Żonka i zaczyna się tłuc w sobie tylko właściwy sposób. Trwa to około godziny. Kiedy wreszcie opuszcza mieszkanie, wstaje Mamusia (emerytowana). Też się tłucze, ale inaczej. Ma inny, oryginalny styl. W pierwszej kolejności włącza ulubione radio.

Wtedy ze swojego legowiska wyłazi Psica, chwilę się zastanawia czy Normalny śpi, uznaje że nie i zaczyna łiłczeć. Najpierw cichutko: łi, potem głośniej: łi, łi, wreszcie całkiem głośno i z pretensją: łi, łi, łi, łi, łi...

Trzeba wstawać. Normalny wygrzebuje się z betów, wciąga portki, wypija resztki wieczornej herbaty, na chybił-trafił wybiera książkę i idzie do toalety. W toalecie wydala produkty uboczne, ale książki nie czyta, bo Psica niecierpliwi się pod drzwiami (głośno wspomagana przez Mamusię).

Normalny wyprowadza Psicę przed blok. Ohyda! Wszędzie pełno brudnego śniegu, piździ jakiś huragan, a przechodnie wyglądają na wkurzonych. Normalny puszcza Psicę luzem i zaciąga się ukraińskim papierosem z przemytu. Wykaszluje to co nawdychał do płuc przez ostatnie 24 godziny. Wypluć tego nie może, bo ludzie gapią się antycovidowo, musi przełknąć. Niezbyt to smaczne, ale kotletowi sojowemu wiele nie ustępuje, ani smakiem, ani wielkością, ani konsystencją.

Tymczasem Psica znajduje kawałek czystego śniegu i wypręża się, żeby zasadzić kaktusa. Akurat przechodzi sąsiad. Patrzy się krzywo, ale nic nie mówi. Widocznie wyżył się już na małżonce. Psica wącha swoje parujące dzieło i idzie w inne miejsce zabarwić śnieg na żółto.

7:30. Trzeba budzić Córcię. Córcia, jak każda nastolatka, zamiast wstawać bluzga na Normalnego tak, jak to tylko nastolatki potrafią. Choleryk by tego nie zniósł, ale Normalny nie podejmuje wyzwania.

Idzie do sypialni i włącza telegazetę. "Iga Świątek deklasuje rywalkę". Wczorajszy sukces nieco poprawia mu humor. Niestety, trochę niżej: "Skoczkowie znowu zawiedli". Co za nieloty parszywe.

Córcia jednak wstała i chyba pójdzie tam gdzie miała pójść. Może na kurs jogi, a może zrobić sobie tatuaż? Do szkoły idzie po południu. Mamusia słucha w kuchni ulubionej audycji w ulubionym radiu. Psica głośno domaga się żarcia. Normalny pozostawia ten problem Mamusi i udaje się do piwnicy na kolejnego papierosa. Już z piwnicy słyszy jak Córcia opuszcza mieszkanie.

Tajemnicze wyjścia Córci budzą niepokój, ale jeszcze nie panikę. Wynoszenie śmieci ma swoje plusy. W koszu, od czasu do czasu, pojawiają się zużyte podpaski, więc przyjmowanie życzeń 22 stycznia na razie Normalnemu nie grozi.

Normalny wrzuca peta do słoika po majonezie i wraca do mieszkania. W kuchni kończy się ulubiona audycja w ulubionym radiu. Daje się słyszeć ostatnie słowo: amen. Normalny wchodzi do kuchni i po chwili w atmosferę świętości wdziera się aromat najtańszej kawy mielonej z Biedronki. Normalny łagodzi kurzasty smak kawy za pomocą mleka i słucha niegdysiejszego przeboju Arki Noego: "Sanki są w zimie, rower jest w lato, Mama to nie jest to samo co Tato!" Mądre te słowa mogłyby być mottem do ideologii antygenderowskiej, gdyby takowa istniała. Zresztą kto wie, może istnieje?

Dźwięk domofonu sygnalizuje powrót Córci. Jest głodna, bo odzywa się pierwsza: "Tata, usmaż chleb." Smażony chleb to jedyny powód, dzięki któremu Normalny bywa bohaterem w swoim domu i przez parę minut otacza go podziw i szacunek. Smażony chleb smakuje wszystkim i wkrótce wszyscy go jedzą w akompaniamencie ekologiczno -moralnego wykładu ulubionego radia i natarczywego łiłczenia Psicy.

Po jedzeniu Normalny uznaje, że pora zbierać się do pracy. Każdy, przynajmniej raz w życiu, gdzieś się zbierał, więc opis tej czynności zostanie pominięty. Kiedy jest gotowy, rzuca krótkie "cześć" i wychodzi. Po chwili wraca, bo zapomniał papierosów. Na szczęście nie uderzył się w skrzynkę na listy i nie musi przyklejać plastra na czoło.

Wychodzi po raz wtóry, nucąc pod nosem: "Będzie, będzie zabawa, będzie się działo..." Nagle dobry nastrój znika, Normalny przestaje nucić i wyszeptuje smętnie, bez sensu i nie do rymu: "do dupy to wszystko"...

W drodze do pracy, Normalnemu jeszcze trzy razy zmieniał się nastrój. Ostatecznie przybył na miejsce w dobrym humorze. Na początek czekała go firmowa lekcja języka angielskiego. Kurs jest koedukacyjny, więc z szóstką osób różnej płci wkroczył do salki, gdzie dobrowolnie poddawał się wynaradawianiu w sposób niezaawansowany.

Była to dopiero druga lekcja. W jej trakcie Normalny ze zdumieniem dowiedział się, że w języku angielskim też funkcjonuje podział na rodzaj męski, żeński i nijaki. Wyzwoliło go to z kompleksu zacofania, bo do tej pory sądził, że jeszcze tylko w katolickiej Polsce obowiązuje taka segregacja.

Później dowiedział się jeszcze, że Anglia to nie Anglia tylko takie jakieś Jukej, a Angole to nie Angole tylko Britisz. Zresztą w całym tym Jukeju jest prawie tyle narodowości co w byłym Związku Radzieckim, który słusznie nazywano więzieniem narodów.

Po lekcji, Normalny zdybał wolne stanowisko i przystąpił do pracy. Najpierw stoczył zaciekłą walkę z utrapieniem zwanym komputerem. Przegrał ją z kretesem, ponieważ elektroniczny skurwiel jest aroganckim przedstawicielem nowych czasów, a Normalny coraz szybciej stawał się reliktem socjalistycznej przeszłości.

Wezwany na odsiecz specjalista szybko coś poklikał, jeszcze szybciej poklawiaturował i wytłumaczył wszystko w dziwnym języku. Normalny zrozumiał tylko końcowe zdanie: "Teraz jest okej".

Nałożył słuchawki, wzdrygnął się na dobiegającą z nich muzykę i wpatrzył cierpiętniczo w napis na ekranie: "Oczekiwanie na połączenie" oraz w tajemniczy komunikat pod spodem: "Hasło powinno zostać zmienione". Komunikat budzi niepokój, ale Normalny nigdy nie ośmielił się zapytać kogoś, po co się pojawia. Klikał tylko w kwadracik z OK i komunikat znikał.

Nagle muzyka milknie, krótki pisk, basowe "Hallo"? i trzeba zaczynać: "Dzień dobry... Nazywam się Normalny i mam dla pana fantastyczną niespodziankę"... Tu następuje kilkuzdaniowe namolne namawianie rozmówcy, zakończone sakramentalnym pytaniem: "Czy zechce pan być gościem na tym spotkaniu"? Słuchawki odpowiadają muzyką. Dziad rozłączył się po cichutku i cała elokwencja Normalnego poszła psu na budę...

Następna rozmowa. Znowu facet. "Dzień dobry... srutu tutu, srutu tutu, srutu tutu majtki z drutu... Czy zaszczyci pan nas swoją obecnością"? "Z radością" - odpowiada molestowany i zanim rzuci słuchawką dodaje: "Z radością zakończę tą rozmowę, chłystku"!  Normalny wzdycha, zapisuje brak sukcesu i, dla własnej przyjemności, szufladkuje rozmówcę w kategorii "kutas".

W kolejnej rozmowie, energiczna Pani załatwia sprawę szybko. Wywody Normalnego przerywa obcesowo: "Jaki prezent dajecie?... Suszarkę do włosów? Dobra, przyjdę z mężem." Normalny zapisuje sukces i tym razem oddycha z ulgą. Na razie, na mordzie komputera, nie pojawi się komunikat: "Proszę zwiększyć efektywność!"

I tak to przebiega. Chwile triumfu, przeplatane pasmami klęsk i porażek. Całkiem jak historia Polski w pigułce.

Wreszcie Normalny dodzwonił się do Nawiedzonego (codziennie trafia się jakiś nawiedzony). Ów, nie chciał radować się z fantastycznej niespodzianki. Zamiast tego udowodnił, wyrażając się cytatami z Biblii, że wkrótce będzie raj na Ziemi. Jednakże w tym raju zamieszka tylko on (o ile wytrwa) oraz paru jego współwyznawców. Reszta ludzi pójdzie w pizdu. Zaproponował Normalnemu, żeby się opamiętał póki nie jest za późno. Normalny cynicznie udał, że się opamiętał i nawet zasymulował zapisywanie adresu jakiejś strony internetowej. W nagrodę Nawiedzony zapisał się na spotkanie i powiedział, że na pewno przyjdzie, ponieważ jego religia zabrania mu kłamać.

Normalny pomyślał, że Nawiedzony albo nawróci innych uczestników spotkania, albo zostanie przez nich zlinczowany. Tak czy siak, brama raju stanie przed nim otworem.

Bezpośrednio po tej rozmowie (przypadek?), życie pokazało swoją jasną stronę. Kierownictwo wyniosło się do domu. Okazało się, że paru konsultantów posiada jeszcze zaskórniaki, a i Normalnemu też coś brzdąkało w kieszeni. Wspólnym wysiłkiem zorganizowali imprezę. Impreza może nie była tak wypasiona jak  Olimpiada w Soczi, ale znacznie weselsza od Olimpiady w Pekinie.

Od razu wszystko zaczęło iść lepiej. Rozmówcy stali się uprzejmi, łatwo dawali się przekonywać, a frustraci, chamy i buraki trzymali się z dala od telefonów.

Dopiero przed samą dwudziestą pierwszą pojawiła się odrobina horroru. Telefon odbiera jakiś sadysta i nie dosłuchawszy do końca, wykrzykuje: "Jeszcze raz zadzwonisz o tej porze, to cię znajdę i zajebię!" Normalny nie wie, czy to groźba, czy propozycja. Jednak żadna z tych opcji mu nie pasuje, więc odpowiada rezolutnie: "W takim razie, nie mówię do widzenia."

Koniec pracy. Dziwnym trafem, wyłączanie komputera sprawia Normalnemu mniej trudności i daje więcej satysfakcji niż czynność odwrotna.

Normalny wraca spacerkiem do domu. Chce mu się jarać, ale boi się wyciągać papierosy. O tej porze czai się pełno sępów, którzy tylko czekają na taką gratkę, jak przechodzień z papierosami. Normalny nie potrafi być asertywny. Zresztą, bycie asertywnym wobec czterech byków chyba nie jest dobrym pomysłem. Trudno, karmienie raka może poczekać.

W domu wszystko w porządku. W sypialni Żonka robi z telewizorem to, co Sowieci robili z Radiem Wolna Europa. Próbuje go zagłuszać. Telewizor się nie daje, więc Normalny ścisza go osobiście. Żonki ściszyć nie może, więc ta chrapie spokojnie dalej, Teraz tak jakoś zwycięsko. Nagle cichnie. Biedaczka jest na diecie, chodzi spać głodna i czasami śni się jej coś dobrego. Normalny patrzy jak przeżuwa wyśniony smakołyk i bardzo realistycznie go połyka.

Zza drzwi pokoju Mamusi (emerytowanej) słychać jak telewizor spełnia inną rolę. Pobożną audycją czuwa nad bogobojnym snem swojej właścicielki, której śni się zapewne, że gołymi rękami dusi bezwstydnego propagatora ideologii LGBT.

Normalny zagląda jeszcze (zapukał, ale nie czekał na zaproszenie) do Córci. Ta natychmiast zamyka laptopa i patrzy nastroszona, gotowa do obrony swojej prywatności.

Tylko Psica się cieszy, ale ta akurat radość nie cieszy Normalnego. Oznacza bowiem, że musi wyprowadzić Psicę na spacer. Bierze smycz, mówi "chodź mendo francowata" i wychodzą. Odprowadza ich krzyk Córci: "nie nazywaj jej tak!"

Po powrocie pucują w kuchni resztki jedzenia. Jakoś tak jest, że wygląd Normalnego zaprzecza przysłowiu: "Kto je resztki i ostatki, ten jest piękny i gładki". Natomiast wygląd Psicy potwierdza to przysłowie w całej rozciągłości. Nasycona Psica idzie spać bezpośrednio, a nasycony Normalny idzie się najpierw przygotować. Każdy, przynajmniej raz w życiu, do czegoś się przygotowywał, więc opis tych czynności zostanie pominięty.

Przygotowany do snu Normalny najpierw musi poskładać, rozrzucone po całym łóżku, części ciała Żonki. Żonka nie chce się skupić. Przez sen stawia opór, recytując przy tym łacińskie słówka. W końcu udaje się wygospodarować trochę miejsca. Normalny może się położyć.

Wygrzebuje spod Żonki pilota i włącza powtórki z Olimpiady. Żonka budzi się gwałtownie, wyrywa pilota, przełącza na TVN Style i zasypia ponownie.

Normalny gasi telewizor prztyczkiem i przed zaśnięciem oddaje się marzeniom. Wyobraża sobie, że Norwegowie przyznają mu pokojową nagrodę Nobla. Nie jest to marzenie nierealne. Pokojową nagrodę Nobla może dostać każdy. Wystarczy, że nie rozpęta żadnej wojny...

Nie da się ukryć. Normalny dzień Normalnego jest długi i nudny...

wtorek, 26 lipca 2022

Reparacje i inne atrakcje

 Okazało się, że Kaczor nie potrafi wymówić słowa "sztokholmski". Ale ubaw! Za to przypomniał zapominalskim o reparacjach wojennych. No nie da się ukryć... W dawnych czasach Niemcy nie wypłacili Polsce ani feniga. Mało im, Szwabom, było... W czasach współczesnych nie wypłacili nawet jednego eurocenta!

Powoli, śmiercią praworządną, umiera Krajowy Plan Odbudowy. Być może, za 70 lat, jakiś idiota wspomni nieboszczyka i krzyknie głośno: "Wypłaćcie wreszcie pieniądze z KPO"! Wyśmieją go ludzie inteligentni...

Już wkrótce... Globalne ocieplenie zacznie objawiać się przeraźliwym zimnem. Wtedy pojawi się trzecia solidarność. Niedojrzała polska demokracja dobrowolnie podzieli się gazem ze starą niemiecką demokracją.

Naiwnie wydawało się nam, że z tym chrustem to jakiś żart. Gdzież tam... Węglowe trzy tysiące przeznaczymy na zakup drogiego cukru, a aparaturę będziemy napędzać chrustem. Całe szczęście, że studnia nie wystawia faktur za wodę...

PS. Według niektórych sondaży, słupek Donalda jest dłuższy od słupka Jarosława. Drżyjcie albo radujcie się... Jak tam komu wypada...

PS2. Od 01.01.23 mieszczuchami zostaną wieśniaki z 15 miejscowości. Pisiorski rząd taką świnię Pisowi podkłada...

PS3.Żeby jutro na czas wstać, trzeba dzisiaj kłaść się spać! 

sobota, 23 lipca 2022

Tusk walczy z ostrym cieniem mgły

Podobno sprawa idzie do sądu, a ja nie potrafię dodawać zdjęć... Wstyd! Wstawię link:

https://gazetaplus.pl/donald-tusk-pozwie-gazete-polska-za-skandaliczna-okladke/50521/

Za to bardzo jestem dumny z tytułu notki. W króciutkim zdaniu udało mi się połączyć Donalda Tuska, okładkę Gazety Polskiej i (nieco zapomniany) rap Andrzeja Dudy.

PS. Chyba sięgnę po pieniądze przeznaczone na kulturę, udam się do kiosku i kupię Gazetę Polską. O ile kolejki nie będzie...  

czwartek, 21 lipca 2022

Normalny dzień leminga

 Dla równowagi, wewnętrznej i zewnętrznej, postanowiłem opisać normalny dzień leminga. Zasiadłem przed laptopem, zawiesiłem ręce nad klawiaturą i... Ręce mi opadły! Coś mnie tknęło...

- Po co ci to, chłopie? - Zapytałem sam siebie. - I tak nie dorównasz, nie masz szans...

No tak. Wszak normalny dzień leminga wybornie opisał Marek Koterski w swoim filmie. Dla niepoznaki film nosi tytuł "Dzień świra". Warto obejrzeć, choć nie każdemu pasuje. Można polecieć Olgą Tokarczuk i rzec: "film nie dla idiotów".




Główny bohater filmu - podmiot liryczny mniema, że jest traktowany przedmiotowo. Pracuje nie widząc sensu swojej pracy... Zdarza się, że uczniowie wypierdują go z klasy w połowie lekcji...  Potem idzie do kasy i oto mu płacą - jakby mu ktoś w mordę dał! Na szczęście, stać go na codzienny zakup Gazety Wyborczej. Używa jej dwojako, do czytania i do... Nie! Nie do podcierania... Przed snem gwałci się w gazetę marząc o prawdziwej miłości.

 Trzeba zaznaczyć, że dzieło powstało w roku 2002. W onym czasie Adaś Michnik z GW nie wytyczał jeszcze prostych ścieżek...

Dlatego Adaś Miuczyński z filmu nienawidził prawie wszystkich. Tylko matkę kochał i nienawidził jednocześnie... I tylko syna - Sylwunia kochał bezgranicznie, chociaż głąb nie potrafił odmienić słowa "być" po angielsku.

Przez głąba mało jest w filmie angielskiego. Za to jest dużo łaciny i trochę poprawnej polszczyzny. Film naprawdę warto obejrzeć. Dużo jest atrakcji: sposób na chińskie skarpetki, wyciąg z fiuta, ciamkający czołg, goła męska dupa, zupa gorąca przynajmniej dobra, antyprykator, głupia pizda - wodzirejka i inne rewelacyjne obrazki. Dowiesz się też, że nie jest łatwo zatłuc ptaszysko konarem. Kobietę to i owszem...

Tak naprawdę, Adaś Miauczyński nie jest jeszcze rzetelnym lemingiem. Jest zagubionym w czasoprzestrzeni frustratem, błądzącym po omacku. Nie wszystkie jego obsesje i obsesyjki są już poprawne...

Rzetelny leming narodził się w zbawiennym roku 2015. Kaczor przejął władzę i tak podzielił społeczeństwo, że aż powstała szczelna bańka dla plemienia antykaczystowskiego. Nawet ktoś pokroju Adasia znajdzie w niej (paradoks?) kącik dla siebie. Nie musi z niej wychodzić i nie wychodzi, nawet gdy wychodzi na randkę..

W bańce żyje wiarą i nadzieją, że Tusk odsunie PIS od władzy. Wtedy kurorty oczyszczone zostaną z hołoty 500+, a sądy z pseudosędziów. Z urzędów i stanowisk wyprowadzi się tego i owego. Wielu pójdzie siedzieć. Katolików opiłuje się z przywilejów. Nie będzie rozdawnictwa, pieniądze z podatków znikną w inny sposób. Za to pojawią się pieniądze z Unii...

Tak to jest. Stare polskie przysłowie powiada wyraźnie: "Żadna od PISpaństwa kasiora nie uczyni z leminga pisiora"!

niedziela, 10 lipca 2022

Z pamiętnika Dobrej Kobiety

 Niejaki Boja (wredny kutafon, ale przy urnie wyborczej zachowuje się pozytywnie) opisał normalny dzień pisiora. Normalny dzień pisiorki nie został opisany. Na wysokości zadania próbował stanąć DeLu. ale wyszedł mu niegdysiejszy portret śląskiej kury domowej... Próbowała też Ania, ale tak jakoś fragmentarycznie...

Normalny dzień pisiorki... Pisiorka... Jak ja nienawidzę tego określenia! Już lepiej brzmi zjednoczona prawiczka...

Budzę się około 6.30. Mąż akurat wychodzi z łazienki. Zbiera się do pracy. Wstaję i idę umilić mu czas.

- Wyprowadziłeś Psiunię? - Zagajam.

- Oczywiście, skarbie. Była kupka i siku. Wszystko jest w porządku.

- A przelew zrobiłeś?

- To dzisiaj wypada termin?

- No a kiedy? Zrób go natychmiast! Nie wolno spóźniać się z przelewami! Ojciec Tadeusz ma swoje potrzeby. Takie potrzeby, że tobie nawet się nie śniło, gamoniu! Po co ja wychodziłam za ciebie? Mogłam mieć Jacka... Niby zwykły kierowca, a dzisiaj jest radnym i milionerem! Ech...

Mąż potulnie robi przelew.

Informuję go jeszcze, że zbliża się termin 31 Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę i dodaję:

- Pozałatwiaj wszystko co trzeba, bo oboje na nią wyruszymy!

- Dobrze, skarbie. - Kłania się i wychodzi do pracy.

Ja uskuteczniam defekację, dokonuję ablucji, a kiełki popijam jogurtem naturalnym. Następnie podkręcam Radio Maryja na maksa, siadam przy otwartym oknie i rozgłośnie odmawiamy Różaniec. Niech sąsiedzi słyszą...

O! Przez okno widzę jak Grażyna, moja przyjaciółka od dzieci, tacha zakupy z biedronki. Nie jest łatwo nastarczyć dla sześciorga dzieci. Dzięki niej, nasza (moja i jej) statystyczna dzietność wynosi dokładnie 3,0. Moja zasługa też jest niepomierna. Wygłosowałam dla niej 500+! Gdyby nie ja i Kaczyński wraz z Szydło i Dudą, zapewne grzebałaby teraz w śmietniku... 

Biorę Psiunię na smycz i udajemy się na spacer do parku. Przed wyjściem zakładam ciemne okulary... Niech sąsiedzi myślą, że mąż popodbijał mi oczy! Niezły numer...  W porze obiadowej zachodzimy do restauracji multigatunki. Serwują tam smaczne kąski i dla Pańci i dla Psiuni.

Po posiłku rozdzielamy się. Zaprowadzam Psiunię do salonu groomerskiego, a ja idę skorzystać z usług salonu kosmetycznego połączonego z salonem masażu nieerotycznego.

Po zabiegach wracamy do domu. Zapraszam przyjaciółkę od serca (inną, nie tą od dzieci) na kawę bezkofeinową, ciasteczka szpinakowe i na nagadanie się.

Później obie idziemy do kościółka. Jeszcze przed mszą trzeba sprawdzić czy Dagmara nie poprzestawiała kwiatów. Ta motyka ma gust proniemiecki, założę się, że głosuje na Platformę... Nie da jej się wyprowadzić z Rady Parafialnej, bo ma mocne plecy. Wikary przyjaźni się z jej wnuczką...  

W domu czeka już mąż. Pilnuję by porządnie wysprzątał kuchnię i łazienkę i porządnie odkurzył resztę mieszkania. Następnie daję mu czas wolny aż do 19.30. Kolacji nie jemy, bo kolacja jest niezdrowa. 

Zamiast kolacji oglądamy Wiadomości w TVP1, Gościa Wiadomości w TVP Info oraz Apel Jasnogórski w TV Trwam.

Po Apelu nadchodzi czas wyboru. Motyle w brzuchu czy ból głowy? Wpuścić męża do sypialni czy, pod byle pretekstem, odesłać dziada na kanapę? Jeszcze nie wiem co zrobię... Na razie niech Psiunię wyprowadzi...

wtorek, 5 lipca 2022

Normalny dzień pisiora

DeLu zdiagnozował, że jestem przesiąknięty PIS-em do cna. Postanowiłem opisać swój normalny dzień. Sami oceńcie czy DeLu ma rację...

Pół godziny po rannym dzwonieniu, wszyscy udajemy się do kościółka - większość z nas niedomyta. Bezmyślnie odprawiamy rytuały i czekamy na przekaz dnia. Proboszcz informuje kogo należy nienawidzić: Tuska, Żyda, geja, Szwaba i... Czasami dodaje jeszcze kogoś...

Po mszy dzielimy się płciowo. Baby idą prześladować rozwódki, panny z dzieckiem i aborcjonistki. Chłopy gromadzą się pod kioskiem, piją piwo i czekają na lemingi kupujące "Gazetę Wyborczą". Jeżeli zjawi się taki to spuszczamy mu wpierdol.

Po wyczerpaniu nakładu, ja udaję się do sklepu. Nabywam 2 lub 3 tanie wina. Na zeszyt, oczywiście, zapłacę gdy nadejdzie 500+.

Następnie idę do domu. Przed wejściem do chałupy, skopuję uwiązanego na łańcuchu psa. Jeszcze przed śniadaniem otwieram wino i, pomiędzy łykami, biję żonę i dzieci. Zjadam jajecznicę na boczku i wypędzam rodzinę do pracy na moim małorolnym gospodarstwie. Ja, włączywszy "Radio Maryja", kładę się na wersalce...

Obiad spożywamy wspólnie. Ja jem z talerza najlepsze kąski, a żona i dzieci żrą ochłapy z jednej miski.

Po obiedzie, rodzina kontynuuje pracę w gospodarstwie, a ja włączam "Telewizję Trwam" i kładę się na wersalce...

Przed kolacją wysyłam żonę po dwa wina, a po kolacji wszyscy oglądamy "Wiadomości".

Po "Wiadomościach" nadchodzi czas wyboru. Kogo wziąć do łóżka? Żonę? A może któreś z dzieci? Żona przeważnie jest brzuchata...

Najgorzej jest gdy dzieci wyjadą na Oazę. Wtedy muszę dokonywać wyboru podczas wieczornego udoju...

PS. Ciekawe jak wygląda normalny dzień pisiorki...

PS2. Takich jak ja, pisiorów, jest w Polsce z 8 milionów, a może nawet więcej...

wtorek, 28 czerwca 2022

WBK i cztery litery

Ogłosiło się WBK (Wielki Beznagrodowy Konkurs) i teraz trzeba się jakoś wyplątać... Ze względu na upały, nie chciało nam się iść na łatwiznę. Postanowiliśmy prawie nieobrazić wierszykiem wszystkich, którzy zabrali głos. Dla ułatwienia w każdy wierszyk wpletliśmy dupę lub słowo dupopochodne...

Miejmy to za sobą:


Gdy życie nie jest łatwe

I w dupę chcą cię schować

Mądrego coś ci rzeknie

Aisab - ona dobrze wie, że nie wszystko da się tolerować!


O czym marzy Iwona

Zmyślona wspaniale?

Nie zgadujmy...Ruszmy dupy

I życzmy by marzenia spełniały się stale!


Czy coś jest dupiate

Czy to coś jest spoko?

Chłodnym okiem wyceni

Tylko Oko!


Pyskata, bezpośrednia

Do dupy cnoty te?

Ależ skąd! Dodajmy czarująca

Wyłoni się Frau Be!


Wzór cnót opozycyjnych

PKanalia

Zapewne niejedna Dupa chciałaby mu wysłać

Propozycję na emaila!


Choć już jest emerytką

Co z czasem robić? Tym się nie biedzi

Wszak wszyscy dobrze wiedzą

Że Jotka na dupie nie usiedzi!


Do dupy z takim życiem

Burczymucha erudycją nas przerasta

Zapewne jest młody, wykształcony

I z dużego miasta!


Niejedną sprawę w dupie

Wszyscy trzymacie

Że dobrze czynicie zaświadczy

W Temacie!


Wbrew tytułowi, słów Ani nigdy za wiele

To prawda jest niezbita!

Lecz gdy nie ma polskich znaków

Się dupiato troszkę czyta...  


Do dup już zaglądał komputerom

Gdy nam się nawet jeszcze nie śniło

Że znamy wirtualnie Andrzeja Rawicza - elektroniki dinozaura

Bardzo nam miło!


Przy wierszu o Olitorii

Burza mózgów była długa

Słowa "dupa" użyć nie wypada

Bo może to przeczytać nieletnia Tamaluga!


Tam wchodzą bez pukania

I bardzo sobie cenią

Że Ultra dupy obrabia

Przeróżnym zagrożeniom!


Uff... Co najmniej przez rok nie użyję już słowa dupa...

poniedziałek, 13 czerwca 2022

Marzyć czy dupiarzyć?

 Wybraliśmy dupiarzenie...

Luzackie nadużycie słowa "dupiarz" wywołało skondensowaną gównoburzę. Ruszyło niemal wszystkich. Jedni prawacko atakują Trzaskowskiego, a drudzy lewacko go bronią, choć zdarza się też odwrotnie...

My, niczym legendarny Lechu, chcieliśmy rozsądnie zostać w środku, ale szybko okazało się, że w trakcie gównoburzy środek nie jest rozsądnym wyborem... Zatem postanowiliśmy luzacko olać problemy pana Rafała. Tym bardziej, że gównoburze nawiedzają go już od dłuższego czasu i może w końcu nauczy się (wszak jest on zdolny, niestary, wykształcony i z dużego miasta) dawać sobie z nimi radę... Zwłaszcza z tymi w "Czajce" występującymi...

Ale nie o to chodzi czym kto smrodzi!

Chodzi o to, że nam słowo "dupiarz" nie kojarzy się z lataniem za babami. Nam dupiarz kojarzy sią z dzieleniem! Widzieliśmy już niejedną gołą dupę i dobrze wiemy, że na nagim ciele człowieka trudno znaleźć bardziej podzielony fragment. Dwa pośladki rozdzielone głębokim rowem z jeszcze głębszą dziurą w środku...

I właśnie ta dziura, od dzisiaj, leży nam na sercu. Czyż nie jest wielkim wstydem, że nasza piękna polszczyzna nie nadała jej osobnej nazwy? A przecież w dzisiejszych, niezwykle nowoczesnych czasach trudno nawet określić czy jest to otwór bardziej wylotowy, czy bardziej wlotowy...

W związku z tym ogłaszamy WBK (Wielki Beznagrodowy Konkurs) na wymyślenie ładnej nazwy dla dziury w dupie!

Pomimo beznagrodowości autorzy najlepszych pomysłów mogą doczekać się prawie niezłośliwych i prawie niegrafomańskich wierszyków na swój temat. Jednak gwarancji nie dajemy, bo i nas doktor Kosiniak - Kamysz zdiagnozował ostatnio... 

PS. Przyszło nam do głowy słowo "prykwa", ale chyba brzmi trochę buracko...

niedziela, 5 czerwca 2022

O tym jak uratowaliśmy splendor UK i jak Boja rodzinę królewską uratował

 Jak zwykle siedzieliśmy w salonie Mikołaja Miki łaknąc trochę jak kania dżdżu. Znienacka wpadł Profesor Gender.

- Zbierajcie się, jedziemy do Londynu!

- Do Londynu? - Zdziwił się Kolega Podśmiechujek. - Nie ma takiego miasta. Jest Lądek, Lądek-zdrój...

- Zamknij się, misiu! - Zgromił go Mikołaj Mika. - Po cóż mamy jechać do Londynu, Profesorze?

- Elka Windsor nas zaprasza. A właściwie prosi o pomoc... Nie dają rady z organizacją siedemdziesięciolecia...

- Elka Windsor? Czy tak wypada mówić o Jej Wysokości? - Nieco zgorszył się Boja.

- Mnie wypada. Chodziliśmy do tego samego liceum. Już raz jej dupę uratowałem na maturze z matmy... Zbierajcie się, UK to anglosaski sojusznik, trzeba im pomóc!

W zasadzie nie musieliśmy się zbierać. Zawsze jesteśmy gotowi... Pojechaliśmy!

Dotarliśmy pod bramkę przed Pałacem. Przepuszczała nas grzecznie, ale na widok Boi zapiszczała dziko i powiedziała bezczelnie:

- Ni chu, chu. Nie przejdziesz. Wypad stąd, robochłopie!

W życiorysie Boi nastąpił dies irae:

- O żesz ty badziewiu chiński! Nie masz prawa mnie zatrzymywać. Do TSUE cię podam!

- Mam gdzieś wasze TSUE. - Prychnęła bramka. - Paszoł won, bo zawołam ciecia ubranego w czerwony kubrak i futrzaną czapę!

Boja zacisnął pięści i nie wiedział co zrobi, ale wkroczył Mikołaj Mika:

- Nie kłóćcie się sztuczne inteligencje... Jedna z drugą... Nie czas na swary. Nic z tego nie będzie... Boja, twój rozrusznik jest amerykański, a bramka jest produkcji chińskiej, nie dogadają się... Trudno, musimy się rozdzielić...

- Ale co ja, odrzucony, pocznę?

- Weź piersiówkę, sprzęt i idź nad Tamizę ryby łowić. To ukoi ci nerwy. My zaś pójdziemy ratować splendor Królestwa!

W ten sposób nasza historia rozpadła się na dwa wątki.


WĄTEK I

Ujrzawszy nas Królowa odetchnęła z ulgą. Jednak mina Jej zrzedła gdy usłyszała, że Boja odpadł na bramce.

- Jakże to tak... Kto upiecze tort na zimno? Na to najbardziej czekałam...

- Nie desperuj, Najjaśniejsza Pani. Boja już wcześniej dokonał dzieła. Tort bezpiecznie czeka w tłumoku Dziada Śmietnikowego... Teraz bierzmy się do roboty!

Normalny, który z niejednego pieca chleb jadł, ogolił Królową na gładko. Następnie wziął się za czesanie Księcia Karola i Borysa Johnsona. Kolega Podśmiechujek zmienił fason kapelusza na bardziej elegancki, Dziad Śmietnikowy uspokoił rozbrykane prawnuki, a Mikołaj Mika sprawił, że glaca Księcia Williama nie przyćmiewała orderów Księcia Williama...

Na koniec Elżbieta II przystąpiła do spowiedzi. Brat Ladaco, jako duchowny katolicki, ma również certyfikat kościoła anglikańskiego. Wkrótce dało się słyszeć:

- No, no... Niezłe z ciebie ziółko, córko... Jak na prababcię... W ramach pokuty stawiam ci szlaban na parady i koncerty. I napisz w pokutnym kajecie sto razy "Nie będę odgarniała włosów środkowym palcem gdy widzę Meghan Markle w telewizji". A teraz z czystym sumieniem możesz wyjść na balkon...

Wszystko wypadło doskonale!

  

WĄTEK II

Boja siedział na brzegu Tamizy. Moczył robaka, zalewał robaka, ale brania nie miał. Wreszcie, zniecierpliwiony, wstąpił do wody i wypuścił silny impuls elektryczny ze swojego rozrusznika - kardiowertera. Ryby nie wypłynęły na powierzchnię. Za to wypłynęła ruska łódź podwodna. Na burcie widniała nazwa "Gienierał Denaturow". Właz się otworzył i z czeluści wylazł bolszewik z przekleństwem na ustach.

- Job twoju mać! Do żopu z takoj żizniu!

- Zdrastwój tawariszcz. - Powitał go Boja. - Cigarety majesz?

- Maju, ale nie na sprzedaż. Już nie handluję na Stadionie Dziesięciolecia. Putin powołał mnie do niepabiedimoj armii. Właśnie miałem odpalić rakietę systemu "woda-balkon" i unicztorzić familiu Windsorów... Ale dupa kwas. Coś kopnęło prądem i wsjo się, jak mawiają Czesi, poruchało... Zaraz... Mam wapros... Drug napisał mi po anglijsku...

Bolszewik wyjął z kieszeni karteluszek, rozwinął go i odczytał z trudem;

- Do you want to buy a rocket?

- Chodź tu na brzeg. Pagawarim...


Rakieta kosztowała dwa litry dobrego bimbru minus siedem papierosów. Przywieźliśmy ją w tłumoku Dziada Śmietnikowego. Trochę jest zardzewiała...

czwartek, 19 maja 2022

Serce to najpiękniejsze słowo świata

 Niczym ruskie onuce wstawiliśmy do tytułu fragment bolszewickiej piosenki. No ale cóż było robić...Nie znamy innego utworu o tym kawałku mięsa... Jak mawiał sympatyczny Pawlak (nie ta mumia od konszachtów z Gazpromem):  ot, popadli my w kałabanię, a czort karty rozdaje! Było tak... 

Jak zwykle siedzieliśmy w salonie Mikołaja Miki łaknąc trochę jak kania dżdżu. Znienacka Normalny zaskoczył nas pytaniem:

- Co tak pięknie gra?

Nastawiliśmy uszu. Skoczne dźwięki dochodziły z kącika zajmowanego przez Boję. Profesor Gender przyłożył mu garnuszek do piersi i chwilę nasłuchiwał.

- Nie jest dobrze. Coś mu tam trzepota i migota bardzo nieserdecznie. Trzeba go zawieźć na izbę przyjęć!

Dziad Śmietnikowy wyrychtował  wózek złomowy i pojechali my.

Na izbie przyjęć dyżurna pani doktor była bardzo miła. Założyła słuchawki stetoskopu, chwilę słuchała nieruchomo, później zaczęła przytupywać kształtną nóżką, aż w końcu zaśpiewała:

- "Boja, tyś najpiękniejszy z całej wsi! Boja, rozrusznik serca wszczepię ci"!

- O nie! - Zaprotestował Boja.

Z sąsiedniej kozetki poderwał się inny pacjent.

- Nie bądź durny, człowiecze! - Zawołał.- Teraz wszczepiają aparaty za sto tysięcy! Będziesz zwlekał, Tusk wróci do władzy i wsadzą ci chiński badziew za 50 centów!

- No ale jak... - Boja miał łzy w oczach. - Ja już mam w sobie czipa ze szczepionki. Teraz jeszcze dojdzie rozrusznik... Urządzenia zjednoczą się przeciwko mnie (niczym totalna) i już całkiem będę miał gówno do gadania...

- Zgódź się, Boja. - Namawiał Kolega Podśmiechujek. - Urządzenie zapewni bezpieczeństwo. W razie kryzysu, wyrżniemy skarb i zaniesiemy do lombardu... Sto tysięcy to nie w kij dmuchał!

- Mocny argument... Ale czy ja wiem...

- To jeszcze nie tak prędko. - Powiedziała Pani Doktor. - Najpierw musimy przerwać tą śliczną muzykę i włączyć młodzieżowe "łup, łup, łup". Aż żal ingerować... Na szczęście rytm zapisał się w EKG... Dajcie to dobremu kompozytorowi, a będzie przebój, że hej!

Zostawiliśmy Boję w dobrych rękach. Wróciliśmy do domu i czekając na niego, nie marnowaliśmy czasu.

Dzisiaj Boja wrócił. Wrócił, jak stoi napisane, w stanie ogólnym dobrym. Teraz leży w łóżeczku, trochę kwili, trochę jęczy, a głównie ubolewa słowami na k, ch. j i p.

Chwilowo jest spokojny, bo nawiedzili go Brat Ladaco z pociechą i Profesor Gender ze świeżo wynalezioną kroplówką...

czwartek, 21 kwietnia 2022

Świąteczny raport

 Jak zwykle siedzieliśmy w salonie Mikołaja Miki łaknąc trochę jak kania dżdżu... Tym razem jednak byliśmy w nastroju wyczekująco - podniosłym. Każdy z nas modlił się intensywnie: No zacznijżesz wreszcie! Modły zostały wysłuchane. Głos zabrał Mikołaj Mika:

- Powstańcie wszyscy, będę przemawiał... Jak co roku, tak i w tym anno Domini, doczekaliśmy się wielkanocnego śniadania. Za chwilę podzielimy się jajkiem zawartym w ajerkoniaku... Życzeń nie będę składał, bo zeszłoroczne się jeszcze nie spełniły więc nadal są aktualne. Mam tylko jedno żądanie. 1 maja wypada nasze ulubione Święto Pracy - do tego czasu Kacapy mają przegrać wojnę!

Chciałbym jeszcze złożyć podziękowana:

- sobie, za sensowne przelanie banknotu stuzłotowego

- maszynie Profesora Gendera, za to, że nawet w święta pełni służbę

- Normalnemu, za dostarczenie litrowej flaszy żubrówki

- Dziadowi Śmietnikowemu, za udekorowanie świątecznego stołu

- Boi, za upieczenie tortu na zimno

- Bratu Ladaco, za nienachalną religijnie celebrę

- Koledze Podśmiechujkowi, za... hmm... za to że jest

A teraz siadajmy, jedzmy i pijmy...

Jedzenie było smaczne, picie mocne, a anegdoty soczyste. Chóralne śpiewy też wypadły nieźle. Potem zrobiło się ciemno... Potem zrobiło się jasno... Potem ktoś wodą polewał... W międzyczasie ktoś powyrywał sadzonki pomidorów...

Więcej grzechów nie pamiętamy, ale nie żałujemy!