23 luty 2022r.
Ruch zaczyna się bardzo wczesnym rankiem. Najpierw wstaje Żonka i zaczyna się tłuc w sobie tylko właściwy sposób. Trwa to około godziny. Kiedy wreszcie opuszcza mieszkanie, wstaje Mamusia (emerytowana). Też się tłucze, ale inaczej. Ma inny, oryginalny styl. W pierwszej kolejności włącza ulubione radio.
Wtedy ze swojego legowiska wyłazi Psica, chwilę się zastanawia czy Normalny śpi, uznaje że nie i zaczyna łiłczeć. Najpierw cichutko: łi, potem głośniej: łi, łi, wreszcie całkiem głośno i z pretensją: łi, łi, łi, łi, łi...
Trzeba wstawać. Normalny wygrzebuje się z betów, wciąga portki, wypija resztki wieczornej herbaty, na chybił-trafił wybiera książkę i idzie do toalety. W toalecie wydala produkty uboczne, ale książki nie czyta, bo Psica niecierpliwi się pod drzwiami (głośno wspomagana przez Mamusię).
Normalny wyprowadza Psicę przed blok. Ohyda! Wszędzie pełno brudnego śniegu, piździ jakiś huragan, a przechodnie wyglądają na wkurzonych. Normalny puszcza Psicę luzem i zaciąga się ukraińskim papierosem z przemytu. Wykaszluje to co nawdychał do płuc przez ostatnie 24 godziny. Wypluć tego nie może, bo ludzie gapią się antycovidowo, musi przełknąć. Niezbyt to smaczne, ale kotletowi sojowemu wiele nie ustępuje, ani smakiem, ani wielkością, ani konsystencją.
Tymczasem Psica znajduje kawałek czystego śniegu i wypręża się, żeby zasadzić kaktusa. Akurat przechodzi sąsiad. Patrzy się krzywo, ale nic nie mówi. Widocznie wyżył się już na małżonce. Psica wącha swoje parujące dzieło i idzie w inne miejsce zabarwić śnieg na żółto.
7:30. Trzeba budzić Córcię. Córcia, jak każda nastolatka, zamiast wstawać bluzga na Normalnego tak, jak to tylko nastolatki potrafią. Choleryk by tego nie zniósł, ale Normalny nie podejmuje wyzwania.
Idzie do sypialni i włącza telegazetę. "Iga Świątek deklasuje rywalkę". Wczorajszy sukces nieco poprawia mu humor. Niestety, trochę niżej: "Skoczkowie znowu zawiedli". Co za nieloty parszywe.
Córcia jednak wstała i chyba pójdzie tam gdzie miała pójść. Może na kurs jogi, a może zrobić sobie tatuaż? Do szkoły idzie po południu. Mamusia słucha w kuchni ulubionej audycji w ulubionym radiu. Psica głośno domaga się żarcia. Normalny pozostawia ten problem Mamusi i udaje się do piwnicy na kolejnego papierosa. Już z piwnicy słyszy jak Córcia opuszcza mieszkanie.
Tajemnicze wyjścia Córci budzą niepokój, ale jeszcze nie panikę. Wynoszenie śmieci ma swoje plusy. W koszu, od czasu do czasu, pojawiają się zużyte podpaski, więc przyjmowanie życzeń 22 stycznia na razie Normalnemu nie grozi.
Normalny wrzuca peta do słoika po majonezie i wraca do mieszkania. W kuchni kończy się ulubiona audycja w ulubionym radiu. Daje się słyszeć ostatnie słowo: amen. Normalny wchodzi do kuchni i po chwili w atmosferę świętości wdziera się aromat najtańszej kawy mielonej z Biedronki. Normalny łagodzi kurzasty smak kawy za pomocą mleka i słucha niegdysiejszego przeboju Arki Noego: "Sanki są w zimie, rower jest w lato, Mama to nie jest to samo co Tato!" Mądre te słowa mogłyby być mottem do ideologii antygenderowskiej, gdyby takowa istniała. Zresztą kto wie, może istnieje?
Dźwięk domofonu sygnalizuje powrót Córci. Jest głodna, bo odzywa się pierwsza: "Tata, usmaż chleb." Smażony chleb to jedyny powód, dzięki któremu Normalny bywa bohaterem w swoim domu i przez parę minut otacza go podziw i szacunek. Smażony chleb smakuje wszystkim i wkrótce wszyscy go jedzą w akompaniamencie ekologiczno -moralnego wykładu ulubionego radia i natarczywego łiłczenia Psicy.
Po jedzeniu Normalny uznaje, że pora zbierać się do pracy. Każdy, przynajmniej raz w życiu, gdzieś się zbierał, więc opis tej czynności zostanie pominięty. Kiedy jest gotowy, rzuca krótkie "cześć" i wychodzi. Po chwili wraca, bo zapomniał papierosów. Na szczęście nie uderzył się w skrzynkę na listy i nie musi przyklejać plastra na czoło.
Wychodzi po raz wtóry, nucąc pod nosem: "Będzie, będzie zabawa, będzie się działo..." Nagle dobry nastrój znika, Normalny przestaje nucić i wyszeptuje smętnie, bez sensu i nie do rymu: "do dupy to wszystko"...
W drodze do pracy, Normalnemu jeszcze trzy razy zmieniał się nastrój. Ostatecznie przybył na miejsce w dobrym humorze. Na początek czekała go firmowa lekcja języka angielskiego. Kurs jest koedukacyjny, więc z szóstką osób różnej płci wkroczył do salki, gdzie dobrowolnie poddawał się wynaradawianiu w sposób niezaawansowany.
Była to dopiero druga lekcja. W jej trakcie Normalny ze zdumieniem dowiedział się, że w języku angielskim też funkcjonuje podział na rodzaj męski, żeński i nijaki. Wyzwoliło go to z kompleksu zacofania, bo do tej pory sądził, że jeszcze tylko w katolickiej Polsce obowiązuje taka segregacja.
Później dowiedział się jeszcze, że Anglia to nie Anglia tylko takie jakieś Jukej, a Angole to nie Angole tylko Britisz. Zresztą w całym tym Jukeju jest prawie tyle narodowości co w byłym Związku Radzieckim, który słusznie nazywano więzieniem narodów.
Po lekcji, Normalny zdybał wolne stanowisko i przystąpił do pracy. Najpierw stoczył zaciekłą walkę z utrapieniem zwanym komputerem. Przegrał ją z kretesem, ponieważ elektroniczny skurwiel jest aroganckim przedstawicielem nowych czasów, a Normalny coraz szybciej stawał się reliktem socjalistycznej przeszłości.
Wezwany na odsiecz specjalista szybko coś poklikał, jeszcze szybciej poklawiaturował i wytłumaczył wszystko w dziwnym języku. Normalny zrozumiał tylko końcowe zdanie: "Teraz jest okej".
Nałożył słuchawki, wzdrygnął się na dobiegającą z nich muzykę i wpatrzył cierpiętniczo w napis na ekranie: "Oczekiwanie na połączenie" oraz w tajemniczy komunikat pod spodem: "Hasło powinno zostać zmienione". Komunikat budzi niepokój, ale Normalny nigdy nie ośmielił się zapytać kogoś, po co się pojawia. Klikał tylko w kwadracik z OK i komunikat znikał.
Nagle muzyka milknie, krótki pisk, basowe "Hallo"? i trzeba zaczynać: "Dzień dobry... Nazywam się Normalny i mam dla pana fantastyczną niespodziankę"... Tu następuje kilkuzdaniowe namolne namawianie rozmówcy, zakończone sakramentalnym pytaniem: "Czy zechce pan być gościem na tym spotkaniu"? Słuchawki odpowiadają muzyką. Dziad rozłączył się po cichutku i cała elokwencja Normalnego poszła psu na budę...
Następna rozmowa. Znowu facet. "Dzień dobry... srutu tutu, srutu tutu, srutu tutu majtki z drutu... Czy zaszczyci pan nas swoją obecnością"? "Z radością" - odpowiada molestowany i zanim rzuci słuchawką dodaje: "Z radością zakończę tą rozmowę, chłystku"! Normalny wzdycha, zapisuje brak sukcesu i, dla własnej przyjemności, szufladkuje rozmówcę w kategorii "kutas".
W kolejnej rozmowie, energiczna Pani załatwia sprawę szybko. Wywody Normalnego przerywa obcesowo: "Jaki prezent dajecie?... Suszarkę do włosów? Dobra, przyjdę z mężem." Normalny zapisuje sukces i tym razem oddycha z ulgą. Na razie, na mordzie komputera, nie pojawi się komunikat: "Proszę zwiększyć efektywność!"
I tak to przebiega. Chwile triumfu, przeplatane pasmami klęsk i porażek. Całkiem jak historia Polski w pigułce.
Wreszcie Normalny dodzwonił się do Nawiedzonego (codziennie trafia się jakiś nawiedzony). Ów, nie chciał radować się z fantastycznej niespodzianki. Zamiast tego udowodnił, wyrażając się cytatami z Biblii, że wkrótce będzie raj na Ziemi. Jednakże w tym raju zamieszka tylko on (o ile wytrwa) oraz paru jego współwyznawców. Reszta ludzi pójdzie w pizdu. Zaproponował Normalnemu, żeby się opamiętał póki nie jest za późno. Normalny cynicznie udał, że się opamiętał i nawet zasymulował zapisywanie adresu jakiejś strony internetowej. W nagrodę Nawiedzony zapisał się na spotkanie i powiedział, że na pewno przyjdzie, ponieważ jego religia zabrania mu kłamać.
Normalny pomyślał, że Nawiedzony albo nawróci innych uczestników spotkania, albo zostanie przez nich zlinczowany. Tak czy siak, brama raju stanie przed nim otworem.
Bezpośrednio po tej rozmowie (przypadek?), życie pokazało swoją jasną stronę. Kierownictwo wyniosło się do domu. Okazało się, że paru konsultantów posiada jeszcze zaskórniaki, a i Normalnemu też coś brzdąkało w kieszeni. Wspólnym wysiłkiem zorganizowali imprezę. Impreza może nie była tak wypasiona jak Olimpiada w Soczi, ale znacznie weselsza od Olimpiady w Pekinie.
Od razu wszystko zaczęło iść lepiej. Rozmówcy stali się uprzejmi, łatwo dawali się przekonywać, a frustraci, chamy i buraki trzymali się z dala od telefonów.
Dopiero przed samą dwudziestą pierwszą pojawiła się odrobina horroru. Telefon odbiera jakiś sadysta i nie dosłuchawszy do końca, wykrzykuje: "Jeszcze raz zadzwonisz o tej porze, to cię znajdę i zajebię!" Normalny nie wie, czy to groźba, czy propozycja. Jednak żadna z tych opcji mu nie pasuje, więc odpowiada rezolutnie: "W takim razie, nie mówię do widzenia."
Koniec pracy. Dziwnym trafem, wyłączanie komputera sprawia Normalnemu mniej trudności i daje więcej satysfakcji niż czynność odwrotna.
Normalny wraca spacerkiem do domu. Chce mu się jarać, ale boi się wyciągać papierosy. O tej porze czai się pełno sępów, którzy tylko czekają na taką gratkę, jak przechodzień z papierosami. Normalny nie potrafi być asertywny. Zresztą, bycie asertywnym wobec czterech byków chyba nie jest dobrym pomysłem. Trudno, karmienie raka może poczekać.
W domu wszystko w porządku. W sypialni Żonka robi z telewizorem to, co Sowieci robili z Radiem Wolna Europa. Próbuje go zagłuszać. Telewizor się nie daje, więc Normalny ścisza go osobiście. Żonki ściszyć nie może, więc ta chrapie spokojnie dalej, Teraz tak jakoś zwycięsko. Nagle cichnie. Biedaczka jest na diecie, chodzi spać głodna i czasami śni się jej coś dobrego. Normalny patrzy jak przeżuwa wyśniony smakołyk i bardzo realistycznie go połyka.
Zza drzwi pokoju Mamusi (emerytowanej) słychać jak telewizor spełnia inną rolę. Pobożną audycją czuwa nad bogobojnym snem swojej właścicielki, której śni się zapewne, że gołymi rękami dusi bezwstydnego propagatora ideologii LGBT.
Normalny zagląda jeszcze (zapukał, ale nie czekał na zaproszenie) do Córci. Ta natychmiast zamyka laptopa i patrzy nastroszona, gotowa do obrony swojej prywatności.
Tylko Psica się cieszy, ale ta akurat radość nie cieszy Normalnego. Oznacza bowiem, że musi wyprowadzić Psicę na spacer. Bierze smycz, mówi "chodź mendo francowata" i wychodzą. Odprowadza ich krzyk Córci: "nie nazywaj jej tak!"
Po powrocie pucują w kuchni resztki jedzenia. Jakoś tak jest, że wygląd Normalnego zaprzecza przysłowiu: "Kto je resztki i ostatki, ten jest piękny i gładki". Natomiast wygląd Psicy potwierdza to przysłowie w całej rozciągłości. Nasycona Psica idzie spać bezpośrednio, a nasycony Normalny idzie się najpierw przygotować. Każdy, przynajmniej raz w życiu, do czegoś się przygotowywał, więc opis tych czynności zostanie pominięty.
Przygotowany do snu Normalny najpierw musi poskładać, rozrzucone po całym łóżku, części ciała Żonki. Żonka nie chce się skupić. Przez sen stawia opór, recytując przy tym łacińskie słówka. W końcu udaje się wygospodarować trochę miejsca. Normalny może się położyć.
Wygrzebuje spod Żonki pilota i włącza powtórki z Olimpiady. Żonka budzi się gwałtownie, wyrywa pilota, przełącza na TVN Style i zasypia ponownie.
Normalny gasi telewizor prztyczkiem i przed zaśnięciem oddaje się marzeniom. Wyobraża sobie, że Norwegowie przyznają mu pokojową nagrodę Nobla. Nie jest to marzenie nierealne. Pokojową nagrodę Nobla może dostać każdy. Wystarczy, że nie rozpęta żadnej wojny...
Nie da się ukryć. Normalny dzień Normalnego jest długi i nudny...