Jak zwykle siedzieliśmy w salonie Mikołaja Miki łaknąc trochę jak kania dżdżu... Tym razem jednak byliśmy w nastroju wyczekująco - podniosłym. Każdy z nas modlił się intensywnie: No zacznijżesz wreszcie! Modły zostały wysłuchane. Głos zabrał Mikołaj Mika:
- Powstańcie wszyscy, będę przemawiał... Jak co roku, tak i w tym anno Domini, doczekaliśmy się wielkanocnego śniadania. Za chwilę podzielimy się jajkiem zawartym w ajerkoniaku... Życzeń nie będę składał, bo zeszłoroczne się jeszcze nie spełniły więc nadal są aktualne. Mam tylko jedno żądanie. 1 maja wypada nasze ulubione Święto Pracy - do tego czasu Kacapy mają przegrać wojnę!
Chciałbym jeszcze złożyć podziękowana:
- sobie, za sensowne przelanie banknotu stuzłotowego
- maszynie Profesora Gendera, za to, że nawet w święta pełni służbę
- Normalnemu, za dostarczenie litrowej flaszy żubrówki
- Dziadowi Śmietnikowemu, za udekorowanie świątecznego stołu
- Boi, za upieczenie tortu na zimno
- Bratu Ladaco, za nienachalną religijnie celebrę
- Koledze Podśmiechujkowi, za... hmm... za to że jest
A teraz siadajmy, jedzmy i pijmy...
Jedzenie było smaczne, picie mocne, a anegdoty soczyste. Chóralne śpiewy też wypadły nieźle. Potem zrobiło się ciemno... Potem zrobiło się jasno... Potem ktoś wodą polewał... W międzyczasie ktoś powyrywał sadzonki pomidorów...
Więcej grzechów nie pamiętamy, ale nie żałujemy!