Jak zwykle siedzieliśmy w salonie Mikołaja Miki łaknąc trochę jak kania dżdżu. Znienacka wpadł Profesor Gender.
- Zbierajcie się, jedziemy do Londynu!
- Do Londynu? - Zdziwił się Kolega Podśmiechujek. - Nie ma takiego miasta. Jest Lądek, Lądek-zdrój...
- Zamknij się, misiu! - Zgromił go Mikołaj Mika. - Po cóż mamy jechać do Londynu, Profesorze?
- Elka Windsor nas zaprasza. A właściwie prosi o pomoc... Nie dają rady z organizacją siedemdziesięciolecia...
- Elka Windsor? Czy tak wypada mówić o Jej Wysokości? - Nieco zgorszył się Boja.
- Mnie wypada. Chodziliśmy do tego samego liceum. Już raz jej dupę uratowałem na maturze z matmy... Zbierajcie się, UK to anglosaski sojusznik, trzeba im pomóc!
W zasadzie nie musieliśmy się zbierać. Zawsze jesteśmy gotowi... Pojechaliśmy!
Dotarliśmy pod bramkę przed Pałacem. Przepuszczała nas grzecznie, ale na widok Boi zapiszczała dziko i powiedziała bezczelnie:
- Ni chu, chu. Nie przejdziesz. Wypad stąd, robochłopie!
W życiorysie Boi nastąpił dies irae:
- O żesz ty badziewiu chiński! Nie masz prawa mnie zatrzymywać. Do TSUE cię podam!
- Mam gdzieś wasze TSUE. - Prychnęła bramka. - Paszoł won, bo zawołam ciecia ubranego w czerwony kubrak i futrzaną czapę!
Boja zacisnął pięści i nie wiedział co zrobi, ale wkroczył Mikołaj Mika:
- Nie kłóćcie się sztuczne inteligencje... Jedna z drugą... Nie czas na swary. Nic z tego nie będzie... Boja, twój rozrusznik jest amerykański, a bramka jest produkcji chińskiej, nie dogadają się... Trudno, musimy się rozdzielić...
- Ale co ja, odrzucony, pocznę?
- Weź piersiówkę, sprzęt i idź nad Tamizę ryby łowić. To ukoi ci nerwy. My zaś pójdziemy ratować splendor Królestwa!
W ten sposób nasza historia rozpadła się na dwa wątki.
WĄTEK I
Ujrzawszy nas Królowa odetchnęła z ulgą. Jednak mina Jej zrzedła gdy usłyszała, że Boja odpadł na bramce.
- Jakże to tak... Kto upiecze tort na zimno? Na to najbardziej czekałam...
- Nie desperuj, Najjaśniejsza Pani. Boja już wcześniej dokonał dzieła. Tort bezpiecznie czeka w tłumoku Dziada Śmietnikowego... Teraz bierzmy się do roboty!
Normalny, który z niejednego pieca chleb jadł, ogolił Królową na gładko. Następnie wziął się za czesanie Księcia Karola i Borysa Johnsona. Kolega Podśmiechujek zmienił fason kapelusza na bardziej elegancki, Dziad Śmietnikowy uspokoił rozbrykane prawnuki, a Mikołaj Mika sprawił, że glaca Księcia Williama nie przyćmiewała orderów Księcia Williama...
Na koniec Elżbieta II przystąpiła do spowiedzi. Brat Ladaco, jako duchowny katolicki, ma również certyfikat kościoła anglikańskiego. Wkrótce dało się słyszeć:
- No, no... Niezłe z ciebie ziółko, córko... Jak na prababcię... W ramach pokuty stawiam ci szlaban na parady i koncerty. I napisz w pokutnym kajecie sto razy "Nie będę odgarniała włosów środkowym palcem gdy widzę Meghan Markle w telewizji". A teraz z czystym sumieniem możesz wyjść na balkon...
Wszystko wypadło doskonale!
WĄTEK II
Boja siedział na brzegu Tamizy. Moczył robaka, zalewał robaka, ale brania nie miał. Wreszcie, zniecierpliwiony, wstąpił do wody i wypuścił silny impuls elektryczny ze swojego rozrusznika - kardiowertera. Ryby nie wypłynęły na powierzchnię. Za to wypłynęła ruska łódź podwodna. Na burcie widniała nazwa "Gienierał Denaturow". Właz się otworzył i z czeluści wylazł bolszewik z przekleństwem na ustach.
- Job twoju mać! Do żopu z takoj żizniu!
- Zdrastwój tawariszcz. - Powitał go Boja. - Cigarety majesz?
- Maju, ale nie na sprzedaż. Już nie handluję na Stadionie Dziesięciolecia. Putin powołał mnie do niepabiedimoj armii. Właśnie miałem odpalić rakietę systemu "woda-balkon" i unicztorzić familiu Windsorów... Ale dupa kwas. Coś kopnęło prądem i wsjo się, jak mawiają Czesi, poruchało... Zaraz... Mam wapros... Drug napisał mi po anglijsku...
Bolszewik wyjął z kieszeni karteluszek, rozwinął go i odczytał z trudem;
- Do you want to buy a rocket?
- Chodź tu na brzeg. Pagawarim...
Rakieta kosztowała dwa litry dobrego bimbru minus siedem papierosów. Przywieźliśmy ją w tłumoku Dziada Śmietnikowego. Trochę jest zardzewiała...