Jak zwykle siedzieliśmy w salonie Mikołaja Miki łaknąc trochę jak kania dżdżu. Znienacka Normalny wzniósł oczy ku górze, osłupiał na moment, a potem rzekł:
- Spójrzcie, mamy rysę na suficie!
Faktycznie. Na suficie rysa błyszczała sobie z lekka, a my gapiliśmy się na nią intensywnie.
- Super! - Ucieszył się Kolega Podśmiechujek. Szkoda górnicza, będzie odszkodowanie!
- Jaka tam górnicza, baranie... - Mikołaj Mika popukał się w czoło. - Tutaj ludzie tylko kartofle kopią... I buraki czasami. Szkód to nie powoduje, a i zysku też nie. Przyczyna musi być inna. Na pewno...
- Zaczekaj, Mikołaju! - Przerwał mu Profesor Gender. - Nie dochodźmy sami. Mam znajomego... Nazywa się Profesor Ekspert, jest prawie magistrem i posiada licencję na rozgryzanie twardych orzechów do zgryzienia. Zaraz go zawołam!
Profesor Ekspert przybył niezwłocznie. Spojrzał na rysę, pokiwał głową i wydał ekspertyzę:
- To wina Rządu! Taki kryzys energetyczny rozpętali, że aż sufity pękają! Sufity ze strachu pękają, boją się nadciągającej zimy i mrozów trzaskających...
Nagle do salonu wpadł Matuszko.
- Gdzie jest Marian? - Zawołał. - Widzieliście Mariana?
- Nie widzieliśmy! Kto to jest Marian?
- To mój ślimak afrykański. Uciekł mi na spacerze. Ślad prowadzi tutaj. Że też poniosło go w takie miejsce... O! Tu przechodził przez próg, tu wspinał się po futrynie, a tu po suficie śmigał... O! A tam buja się na żyrandolu. Proszę natychmiast mi go zdjąć delikatnie!
Boja, z pewnym takim nieśmiałym obrzydzeniem, wykonał polecenie i Matuszko odszedł zadowolony. Całą aferę podsumował Mikołaj Mika:
- A więc sufit nie jest pęknięty, nie poddał się medialnej panice. To tylko Marian trop zostawił... Co pan na to, Profesorze Ekspert?
- No cóż... - Ekspert wzruszył ramionami. - Czasami ekspertyza ma krótkie nogi... No ale zaraz odwrócimy ją ogonem...
Przerwał mu dźwięk nadchodzącego SMS-a. Profesor pojeździł palcem po telefonie, coś przeczytał i rzekł:
- O! Rządowa telewizja zaprasza mnie do studia... Chcą poznać moją opinię na temat awarii w Nord Streamach... Muszę lecieć... Nie mówcie nikomu, że najeżdżałem na Rząd... Cześć!
W progu zatrzymał się jeszcze, pomyślał chwilę i dodał z miłym uśmiechem:
- A ten ślimaczy śluz zdrapcie szmerglem. Szmergiel nie rysuje powierzchni... Znam się na tym!