Jak zwykle siedzieliśmy w salonie Mikołaja Miki łaknąc trochę jak kania dżdżu, ale tym razem nie wszyscy. Znienacka ocknął się Normalny.
- Matko jedyna! - Zawołał zszokowany. - Co tu robi telewizor? Po co te dwa nocniczki? Boja, Profesorze Genderze! Dlaczego wy nie łakniecie jak zwykle? Dlaczego uwijacie się jak w ukropie? I co tak capi zawiesiście?
- Cholercia! - Zaklął szpetnie Boja. - I tu też nas przyłapali i to jeszcze na gorącym uczynku za rękę nas złapali... To chyba przez te godzin przesuwanie! Mówiłeś, Profesorze, że jesteśmy godzinę do przodu, a mamy godzinę w plecy...
Profesor westchnął zawstydzony i urażony.
- Ech... Z tymi czasami letnio - zimowymi każdy ma prawo się pomylić. To jest tak proste, że aż rozeznać się nie idzie...
- Ale co wy tu wyrabiacie? - Zapytał Mikołaj Mika. - Ponad naszymi głowami?
- To moja wina i nie moja... - Przyznał się Boja. - Coś ze mnie wylazło jak szydło z worka... W łeb mi się porobiło... Uznałem, że warto rozkręcić kilka gównoburz... Powiedz im, Profesorze, bo mnie wyrzuty sumienia zaczynają dusić... Profesora nie oskarżajcie, on musiał mi pomagać. Mam haka na niego, widziałem jak żarł salceson w piątek...
Mikołaj Mika błyskawicznie wcielił się w komisję śledczą.
- Jak to było, Profesorze?
- Zacznę od początku. Boja ukradł dwa nocniczki. Jeden, już do lamusa przez Matuszka odstawiony i drugi aktualny, prawie bezpośrednio spod Mielonki wyjęty. Ja musiałem skonstruować dekoder do Rubina, którego niedawno Dziad Śmietnikowy przytargał... Lewy nocniczek napełnialiśmy gównem z TVN24, a prawy - gównem z TVP Info... Rozdzielaliśmy nocniczki ołowianą płytą, żeby masa krytyczna nie nabrzmiała od razu...
- Skąd wzięliście ołowianą płytę?
- Odlaliśmy ją z ołowianych żołnierzyków ukradzionych Mężowi Dobrej Kobiety. Cała, latami zbierana kolekcja na to poszła...
- I co dalej?
- Kiedy smród już się zawiesił, Boja go wzmacniał swoim cwaniactwem, cynizmem i wieśniacką roztropnością. Potem usuwaliśmy ołowianą płytę i się zaczynało!
- Co się zaczynało?
- Blogowy licznik rozpalał się do czerwoności i komentarze wpadały jeden za drugim. Było to sztuczne, a Boja chichotał diabolicznie... Tak samo jak jego los i jego historia teraz nad nim chichoczą... I jeszcze manipulował cenzurą i znajomościami manipulował już od dawna... Jak ostatni podlec!
- Boja, tak się nie godzi! - Kolega Podśmiechujek z trudem maskował podziw oburzeniem. - Tyś gorszy jest od Azji Tuchajbejowicza! Na pal z Boją! Albo chociaż kęsim mu zróbmy... Jak właściwie robi się kęsim?
- Przestań, Podśmiechujku! - Zgasił go Brat Ladaco. - Nie kopie się leżącego. Nie widzisz, że już koło fortuny Boję połamało?... Mamy tu dwóch delikwentów, Mikołaju. Co z nimi robimy?
- Hmmm... - Mikołaj myślał intensywnie. - Profesorowi chyba można wybaczyć od razu... Ale czy można wybaczyć Boi?
- Wybaczcie mi! - Boja uderzył się w pierś i złożył ręce błagalnie. - Ja już nie chcę być niezłym ziółkiem... Teraz będę nieśmiały i skromny jak pospolite zioło pośród miliona czterolistnych koniczynek...