Zachciało nam się literatury ekstremalnej. Postanowiliśmy rozczytać "Ogólne warunki umowy o świadczenie usług dystrybucji energii elektrycznej dla odbiorców przyłączonych do sieci dystrybucyjnej OSD"... Tfu... Na psa urok!
Przeczytaliśmy tytuł oraz fragmencik pierwszego zdania, który brzmiał identycznie jak tytuł do wyrazu "elektrycznej", a potem stało "zwane dalej OWU"...
Na tym zakończyliśmy czytanie. Tyle wystarczyło nam, by zrozumieć, że autor "dzieła" jest chujem (albo pizdą) niepośledniego gatunku!
Może i nie jesteśmy mistrzami w czytaniu ze zrozumieniem, ale mamy pewność, że autorzy takich i podobnych tekstów są mistrzami w dymaniu słabszej strony w umowie.
I mamy także pewność, że nie tylko z umowami tak jest. Dotyczy to wszystkiego: ustaw, kodeksów i każdego jednego tekstu wymyślonego przez biurokrację państwową, prywatną i europejską.
Ale dość tego! Mamy pomysła!
TEST NA KAŻDY TEKST
Bierzemy, dajmy na to, ucznia szóstej klasy. Sadzamy go wygodnie i upewniamy się, czy nicpoń najedzony jest, napojony, wypróżniony i wypoczęty. Następnie dajemy mu do przeczytania tekst projektu umowy, ustawy czy czegoś tam, a gdy przeczyta, pytamy:
- Otsochodzi?
Jeżeli gamoń zdoła wydukać coś sensownego na temat, wtedy Alleluja i do przodu z projektem (nawet jeżeli będzie w nim jakaś furtka, przecież sprawiedliwie i z łatwością dostrzeże ją każdy głupi, a nie tylko jacyś wybitni krętacze i kombinatorzy).
Jeżeli nie wyrazi ani be ani me ani kukuryku, bez żalu wypierdalamy projekt do kosza na śmieci, a autora tekstu na bruk, ew. na zieloną trawkę.
Oczywiście, zamiast ucznia klasy szóstej, można użyć np. posła Suskiego.
To samo należy uczynić ze wszystkimi aktami prawnymi (czy jak tam się te wypociny nazywają), które do tej pory raczono nam wysmażyć. Poczynając od konkordatu, poprzez ustawę zasadniczą, a na umowie o wynajem mobilnego sracza kończąc.
Howgh!
żaden śmietnik nie wytrzyma takiego urodzaju na porzucone projekty.
OdpowiedzUsuńa i tam można zmanipulować gamonia kiełbasą wyborczą, albo czekoladką.
Wszak można skup makulatury otworzyć!
UsuńKiełbasa wyborcza raczej nie wpływa korzystnie na umiejętność czytania ze zrozumieniem. Czekolada z orzechami już bardziej...
na zrozumienie nie, ale na kiwnięcie głową, że się zrozumiało, to już tak. dzieciarnia podlega przekupstwom równie chętnie, jak dorośli.
UsuńA więc człowiek już z mlekiem matki wysysa sprzedawczykowatość?
Usuńraczej z czekoladką od wujka... chociaż matki również używają korupcji, żeby położyć dziecię spać, czy skłonić do mycia zębów, albo ubrania kurtki...
UsuńWitaj, Bojo.
OdpowiedzUsuńNiezłym wyjściem wydaje się akronimowa podpowiedź w tytule Twojej notki:)
Pozdrawiam:)
Szczerze mówiąc, trochę nieświadomie udzieliłem tej podpowiedzi...
UsuńTaka literatura ekstremalna to tylko dla wtajemniczonych jest.Każdy inny laik prędzej ducha wyzionie niż coś zrozumie.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Dlatego musimy pozbyć się jej z naszego życia!
UsuńMasz na myśli ostatni popis urzędniczej nowomowy Suskiego? To tak leci: „Premier Morawiecki uczestniczy w uroczystym podpisaniu listu intencyjnego w sprawie wyrażenia woli współpracy na rzecz podjęcia działań w zakresie opracowania Wstępnego Studium Wykonalności dla Wrocławskiego Węzła Kolejowego”. Koniec, kropka. I wszystko jasne...
OdpowiedzUsuńNie sądzę, by Suski był autorem tego tekstu. On go raczej tylko zatwierdził.
UsuńZresztą nie chodzi mi o mało szkodliwy propagandowy bełkot, chodzi mi o bardzo szkodliwy prawniczy bełkot.
Gdy kiedyś zwróciłam koleżance-prawniczce, że język prawniczy, którym się posługuje, to bełkot urągający polszczyźnie, zburchała się na potęgę.
OdpowiedzUsuńPewnie długo już się nim posługuje i uznała go za swój język.
UsuńA tak swoją drogą... Czy zwracanie uwagi prawniczce nie jest sporym ryzykiem?
Nie wiem, może jest, ale nie sposób się powstrzymać.
UsuńW sumie... Niewyparzony język jest o niebo lepszy niż język prawniczy!
UsuńEkstremalna literatura kojarzy mi się z tekstem jeszcze bardziej ekstremalnym i straszącym: nieznajomość prawa szkodzi. Osobiście wypisuję się z takiego życia-nie jestem prawnikiem. Rozwiązanie-szkoła przetrwania/przeżycia!
OdpowiedzUsuńJa w swojej szkole przetrwania zmagałem się tylko z językiem Orzeszkowej i Żeromskiego. To mały pikuś w porównaniu z urzędowo - prawniczym językiem!
UsuńMoże i szkodzi nieznajomość prawa, ale jeszcze bardziej szkodzi kiepski wzrok i niechęć do wczytywania się w bełkot.
A tak,należą się wyrazy współczucia dla tych którzy się tym parają.
UsuńNiestety życie pokazuje, że stopień skomplikowania nie oznacza inteligencji, a często chęć do nadużyć.
A więc to wina życia?
UsuńŻycie to ogólne pojęcie- nie ma kogo obwiniać- z jednej strony, chyba że pod pojęciem życia rozumiemy sumę jednostek -twórców. Ludzie tworzą cywilizację i to co w niej jest.
UsuńAha. Ja też jestem jednostką, twórcą (może kiepskim, ale jestem) i ludziem… Znaczy się, że to moja wina?
UsuńNo nie wymagaj by wiedza tajemna dostępna była każdemu...
OdpowiedzUsuńPo wizycie u notariusza w sprawie garażu, nie mojego zresztą, z 4 stron A-4 zrozumiałam tylko nazwiska.
Pozbawisz pracy szyfrantów o deszyfrantów!
Mogę pogodzić się z tym, że pismo lekarza odczyta jedynie farmaceuta. Mam zaufanie do farmaceutów...
UsuńJednak, zawierając z kimś umowę, wolałbym wiedzieć co podpisuję bez zatrudniania deszyfranta!
A kto przeczyta to, co napisane jest maczkiem w przypisie, że nawet z lupą nie przeczytasz?
UsuńNad tym nie warto się zastanawiać, skoro nie da się przeczytać tekstu napisanego grubszym drukiem...
UsuńI za takie teksty Cię kocham. Jakbyś mi w myślach czytał. Nie wiem, czemu sama o tym wcześniej nie napisałam? Pewnie ze wstydu, że nic z tego specjalistycznego słowotoku nie rozumiem :(
OdpowiedzUsuńCałkiem możliwe, że w Twoich myślach to wyczytałem...
UsuńZe "specjalistycznego" bełkotu można najwyżej wyczytać ból głowy!
Nie dość, że żargonem, to jeszcze drobnym druczkiem :)
UsuńPodobno drobny druczek jest tylko i wyłącznie dla oszczędności papieru!
Usuńawesome article :)
OdpowiedzUsuńhave a nice day
awesome comment :)
Usuńhave a very nice day
Prawda, prawda i jeszcze raz prawda.
OdpowiedzUsuńDostałam pismo z pewnego urzędu, że bezprawnie coś tam mi kiedyś wypłacili i teraz żądają zwrotu. Treść przeczytałam 5 razy i jasna była dla mnie tylko data. "było wypłacone bezprawnie, bo" - i tu następuje uzasadnienie, całkowicie przeczące treści, które potwierdzało jedynie, że jednak mi się należało. Zważywszy na końcówkę, (którą też zrozumiałam) że mogę się odwołać, natychmiast to uczyniłam. I tak bujam się na odwołaniach od 1,5 roku. Nie chodzi mi o te 200 złotych, od płacenia się nie migam. Rozchodzi się tylko o to, że nie kumam dlaczego mam płacić. W ostatnim piśmie instytucja niezależna stwierdziła, że faktycznie treść jest niezrozumiała.
W dobrej sytuacji jesteś, Olitorio. Może nie nauczysz się zrozumienia dla takich pism, ale masz szansę nauczyć się komponować takie pisma!
UsuńMądrze napisane, ale oni(prawnicy, autorzy wszelkiego rodzaju dokumentów)będą nadal nas robić w jajco, bo na oszustwie świat się opiera. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMasz rację, Iwono. W każdym takim dokumencie tkwi głęboko ukryta prawda, że świat opiera się na oszustwie!
UsuńDo zrozumienia każdej umowy trzeba mieć albo Glocka , albo podobnego kalibru argument i...
OdpowiedzUsuńStrzelać bez ostrzeżenia
A ja mam tylko korkowiec kupiony 45 lat temu na odpuście...
UsuńZabawne gdyby nie końcówka. Po co jakaś osoba . Od razu skojarzyłam dlaczego przestałam oglądać kabarety ano dlatego ,że na siłę wciskają one wątki polityczne. Dobry tekst fajna akcja i sru...odnośnik ...cała radość z czytania do śmiecia a szkoda. Mam podobnie, też potrafię skopać wiele nadgorliwością.
OdpowiedzUsuń