Jak zwykle siedzieliśmy w salonie Mikołaja Miki łaknąc trochę jak kania dżdżu i intensywnie drapiąc się po różnych częściach ciała. To chyba pod koniec września się działo.
Mała dygresja. Dzień wcześniej był ciepły wieczór. Urządziliśmy sobie grilla i popijawę w plenerze. Natomiast komarzyce urządziły sobie tylko popijawę. Okazało się, że najsmaczniejsza krew krąży w żyłach Boi. Rano, na jego nietrzeźwym ciele (bez uwzględnienia okolic intymnych - pupki i fiutka) naliczyliśmy 2024 nakłuć. A warto pamiętać, że Boja wiele razy korzystał z krzaczastego ustronia i tam wystawiał także okolice intymne na pastwę kłująco - ssących aparatów gębowych, wszak przewlekle cierpi na częstomocz i jeszcze rozwolnienie natenczas miał. Koniec dygresji.
Znienacka odezwał się Normalny:
- Wiecie co jest najgorsze?
- Tusk! - Mikołaj Mika był najszybszy.
- Kaczyński! - Leming spóźnił się ułamek sekundy.
Wykrwawiony Boja nie miał siły powiedzieć, że najgorsze jest czekanie na zmiłowanie.
Normalny pokręcił głową.
- Nie chodzi o politykę. Chodzi o życie seksualne komarów! Ono jest najgorsze!
- Dlaczego? - Zdziwił się Brat Ladaco. - Komary mogą to robić bez ślubu kościelnego. Nie grozi im wieczne potępienie za seks pozamałżeński... No chyba, że żywica akurat na taką parkę skapnie... Wyobrażacie sobie? Kawałek bursztynu, a w nim komary usiłujące przedłużyć gatunek... Milion euro co najmniej!
- Jedziemy nad morze! - Zadecydował Mikołaj Mika. - Kto wie? W dzisiejszych, zepsutych czasach, Bałtyk może chętniej wyrzuca na brzeg takie sprośne ułamki jantaru?
Wyruszyliśmy z pieśnią na ustach (na melodię "Komu dzwonią"):
Znajdziem bursztyn, znajdziem bursztyn
W którym dobrze widać jak
Bzykał komar komarzycę
Przed milionem lat, lat, lat...