Akurat skończyli grać "Kaczuszki" gdy przybiegł załamany organizator wesela.
- Jezus, Maria! - krzyknął rozpaczliwie - Wino się skończyło!
Jezus westchnął, wyciągnął sakiewkę i rzekł:
- Masz tu sto talentów i szybko leć na Orlen!
Podszedł do nich Uczony Mąż Bojan.
- Nic z tego... - powiedział - Trzy razy już byli na Orlenie. Tam też już tylko bezalkoholowy szampan mają...
- Co robić... Co robić... - biadał organizator.
- Dlaczego byłeś aż tak nieprzezorny? - zapytał Jezus.
- To nie moja wina! Kazali mi zorganizować żydowskie wesele. Skąd mogłem wiedzieć, że tylu Polaków będzie? Jezu! Jak oni ciągną! Same Kmicice i Zagłoby... Kto to właściwie się żeni, że takich gości przyniosło?
- Co się głupio pytasz? - zdziwił się Bojan - Mamy I wiek, nie XXI... Chłop z babą się żeni! Ale mniejsza z tym... Tak się zastanawiam... Ja jestem człekiem wielu talentów, ale cuda są poza moim zasięgiem...
Wszyscy spojrzeli z nadzieją na Jezusa.
- No dobra. - Jezus podjął decyzję - Zajmę się tym. Może ukręcę bicz z piasku i rozpędzę całe to towarzystwo?
Bojan, pierwszy i ostatni raz w życiu, osłupiał! Jezus roześmiał się wesoło i uspokajająco poklepał Bojana po plecach.
- Żartowałem! Napełnijcie stągwie wodą... Zanim wzburzeni weselnicy porozbijają wszystko... Potem zaczerpnijcie i zanieście staroście weselnemu...
Uczynili tak jak kazał. Bojan skosztował i prawie zapiał z zachwytu.
- O w mordę! Wino! I to jakie! Co najmniej 21%! Niebo w gębie!
Jezus odciągnął go na stronę.
- Słuchaj, Bojanie... Podobasz mi się, wezmę cię na ucznia...
Bojan skurczył się w sobie.
- Nie mogę... Teraz naprawdę nie mogę. Może jak powtórnie przyjdziesz... Ale teraz nie, muszę jechać do wód, podagrę leczyć...
- No to dawaj. Wyleczymy ją tu i teraz!
- Nie no... Dwa cuda w jeden dzień? Nie przesadzajmy...
- Trudno, nie to nie. Ale i tak mam dla ciebie zadanie...
Bojan znowu się skurczył.
- Nie bój się, to nic takiego, Mnie nie wypada... Idź do orkiestry, daj im stówę i niech jeszcze raz zagrają "Kaczuszki"... Uwielbiam ten taniec!